Rozdział piąty, część pierwsza.
13.06.2015 rok, sobota, godzina 15.36
Jedyne co czuła upadając, to pustkę. To tak, jakby zapomnieć o całym świecie. Serce na chwile przestało jej bić, a oddech był tak słaby, jakby go nie było. Nie poczuła nawet uderzenia o ziemię, jakby był tam jakiś materac. Teraz siedziała w jadalni i jadła obiad.
-Czemu to się stało?--zapytała.
-Nie wiemy, lekarz też nie wiedział. Niby zwykłe omdlenie, ale nie możemy być tego pewni.
-Aha...--zatrzymała się. Po chwili znikąd dodała.-Startuje jutro. Potrzebujecie mnie.
-Wiemy, ale nie możesz się nadwyrężać.
-Spokojnie. To tylko cztery rzuty. Dam radę.
-Wierzę.--Even przytaknęła i wróciła do jedzenia. Suzanne szargały różne emocje. Nie chciała dawać po sobie znać, że coś jest nie tak. A było. Jeszcze nigdy nie czuła się tak dziwnie, jeszcze nigdy nie była chora z miłości, a nawet nie wie, jak on ma na imię.
-Suzenka, skarbie!--krzyknęła dziewczyna.
-Agness!--Suzanne powoli wstała i podeszła do przyjaciółki.
-Dawno się nie widzialyśmy, kochanie.
-Bardzo dawno.
-Stęskniłam się.
-Uwierz, że ja też.--Suzanne pocałowała dziewczynę w polik.-Rozruch już zrobiłaś?
-Tak.--odpowiedziała jej Agness.-Dopóki jutro nie będę twoją rywalką, to możemy się przyjaźnić, Suzenko.
-Jak zawsze.--uśmiechnęła się.
-To może za piętnaście minut w holu?
-Jasne, będę.--pomachała brunetce na pożegnanie, a po chwili sama wstała od stołu i udała się do pokoju. Miała na sobie jeszcze strój sportowy. Różową, sportową koszulkę zamieniła na błękitny top, a czarną, krótką lajkrę na poprzecierane boyfriendy. Zeszła na dół.
-Jesteś, skarbie.--zagadała Aga.
-Jestem.
-Gotowa na randkę?--zapytała zalotnie.
-Bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.--odpowiedziała równie zalotnym tonem. Po chwili obie wybuchnęły śmiechem. Poznały się na któryś zawodach i od razu się zaprzyjaźniły. Mimo, że dzieli je wiele kilometrów ich kontakt cały czas się utrzymuje. Złapały się za ręce i dumnie wkroczyły na chodnik.
-Ty znasz praktycznie każdego z Warrington, prawda?--zagadała Suzie.
-No z tych co tu są, to tak. A o co chodzi? Jakiś podrywał moją laskę?
-Hahaha, nie, ale...
-Ale?
-Ale ja bym chciała poderwać jednego z nich.--powiedziała to i się zarumieniła.
-Hmmm... Jakiego?
-No właśnie nie wiem jak on się nazywa!--wykrzyknęła sztucznie załamana i jednocześnie roześmiana.
-Aha... Czyli mam ci powiedzieć, tak?
-No... Tak.--przytaknęła.
-Jak wygląda?
-Wysoki, ma cudowny uśmiech i takie jasne, niebieskie oczy. Ideał.
-Wysoki... Ile na oko ma?
-Około 185.
-Ah... Mam nadzieję, że nie o niego ci chodzi. Teraz sprawa kluczowa. Może to być szokujące. Kolor włosów?
-Ciemny blond albo brąz. Zależy jak pada światło.
-Ups... Wpadłaś. Wiem, że jest niezły i trudno mu się oprzeć, ale lepiej skończ to, czego nawet nie zaczęłaś.
-Czemu?
-Bo to nie jest chłopak dla ciebie. Nie, pomyłka. To nie jest chłopak dla żadnej.
-A kim on jest? Dowiem się?
-To Marik Viley. Okaz nie do zdobycia, albo raczej do zdobycia, ale jedynie na chwilę. Podobno ucieka od dziewczyn. Tak słyszałam od Marthy, chodzi z nim do klasy i mówiła, że ma trudny charakter. A, jeszcze jedno. Ja podobno z nim kręciłam w tamtym roku.--powiedziała to ostatnie zdanie i zaczęła się śmiać.
-Ja go zdobędę.
-Nie wątpie, ale musisz wiedzieć, że to trudne.
-Pfff... Agness, zapomniałaś kim ja jestem?
-Wiem, że jesteś zdolna do różnych rzeczy, ale nigdy nie powiedziałam, że to dobre.
-Wiem, ale po raz pierwszy czuję coś takiego.--wyżaliła się Suzie.
-Jeżli to czujesz, to daj sobie z nim spokój. Radzę ci to, dla twojego dobra.
-Dziękuje za troskę, ale nie umiem. Musi być mój. Musi.
-Wiem, skarbie, wiem... Ty się łatwo nie poddajesz, ale on także jest uparty.--zakończyła rozmowę Agness.
13.06.2015 rok, sobota, godzina 21.54
-No! Ładnie, ładnie, wracać ze spacerku o 22.--przywitała ją na wejściu Alex.
-Ciszy nocnej jeszcze nie ma. Spokojnie. Trener nie będzie zły, bo o niczym nie wie.
-Dobra, nie gadaj już. Idź się kąpać.--krzyknęła Even i wręczyła Suzie ręcznik, spodenki, koszulkę i przybory do kąpieli. Suzie wyszła na korytarz. Wiało chłodem. Okno na końcu długiego korytarza było otworzone, a drzwi jednego z pokoi po lewej stronie uchylone. Przechodząc obok nich rzuciała okiem do środka. Siedziała tam Eva i Natalie. Suzie poszła dalej, a Eva zaczęła ją gonić. Wleciała jej na plecy, a Suzanne odruchowo odchyliła się do tyłu i zrzciła przyjaciółkę na twardą podłogę.
-Hahaha twoja samoobrona stoi na wysokim poziomie, mała.--powiedziała Eva.
-No, muszę wam powiedzieć, że było to niezłe.--dodała Natalie.
-Jasne.--szeroko uśmiechnęła się Suzanne i razem z dziewczynami poszła do łazienki. W pomieszczeniu pachnało środkami do dezynfekcji i mentolową pastą do zębów. Suzie się umyła i opuściła łazienkę. Poszła do pokoju, położyła się do łóżka i zgasiła światło. Nie zasnęła tak od razu. W nocy rozmawiała i wygłupiała się z przyjaciółkami, ale wiedziała, że musi wreszcie iść spać. Po północy wtuliła się w poduszkę i zamknęła oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz