poniedziałek, 6 lipca 2015

"Żyj i nie żałuj tego co robisz."

Rozdział pierwszy, część pierwsza.

Sześć miesięcy wcześniej.

Podniosła się z łóżka i spakowała resztę rzeczy do torby. To będzie dobry dzień - pomyślała sobie i udała się do łazienki. Pachniało w niej rumiankowym mydłem mamy i pianką do golenia taty, której resztki zostały na umywalce.
-Tyle łazienek w domu, a oni muszą korzystać akurat z tej.--powiedziała sama do siebie. Suzanne nalały wody do wanny i rozpłynęła się w luksusach kolejnego dnia. Kiedy się kąpała myślała nad tym, kogo dziś poderwie. Te myśli chodziły po jej głowie przez cały czas, po to tylko, aby nie zaprzątać umysłu myślami o tym kimś lub czymś.

Suzanne ubrała się i chwyciła torbę. Przerzuciła ją przez ramię, a w pośpiechu zabrała jeszcze kanapkę ze stołu przyszykowaną przez mamę. Otworzyła drzwi swojej nowej, czarnej beemki. Dostała ją na 16 urodziny, czyli dwa tygodnie temu. Podjechała pod dom Evelyn, a później dołączyła do nich Alexandra.

Dziewczęta zajechały pod stadion oddalony o 30 kilometrów. Suzanne wysiadła z auta i wraz z przyjaciółkami udała się do szatni. Śmierdziało w niej plastikiem i papierosami, których ona nienawidzi. Założyła na siebie krótkie, przylegające do ciała spodenki oraz stanik sportowy. Przyjaciółki poszły w jej ślady i wspólnie opuściły szatnie.
-Na podryw, dziewczynki!
-Skarbie, najpierw to odwal trening, a nie już myślisz o łamaniu serc.--zażartowała Evelyn i wszystkie weszły na hale sportową.

Marik nie był pewien czy powinien iść na dzisiejszy trening. Coś mu podpowiadało, że nie będzie to najlepszym pomysłem. Jednakże podjął wreszcie decyzję i stał teraz w wielkich drzwiach prowadzących na halę. Przeczesał palcami po krótkich, ciemnoblond włosach i otworzył drzwi. Zamiast witać się z innymi, to od razu rozpoczął trening. Myślał o tym, co przyniesie dzisiejszy dzień. Bał się żyć. Obawiał się życia. Rozłożył płotki i przez każdy z nich maszerował rozglądając się na boki.
-Ej, Marik!--ups. Jednak ktoś go zauważył. Chłopak odkręcił głowę i zobaczył kumpli, których toleruje. Jeden z nich, Damien podszedł do niego jako pierwszy i przybił mu piątkę.
-Siemka. Co dzisiaj robisz?
-Trenuje.
-Ale może podasz mi rozkład treningu?
-Eh... Marsze przez płotki, a później tylko biegam.
-No to widzisz, chłopie. Mamy taki sam trening.--powiedział John
-Przyłączymy się. Razem trenuje się lepiej.--dodał Camill i już rozpoczynał marsze.

Alexandra i Evelyn rozglądały się za chłopakami, a Suzanne w tym czasie je poganiała do pracy. Nagle ucieszyła się, bo zaobserwowała na kogo patrzy się Evelyn i to od dobrych paru minut.
-Ta... To który ci się podoba? Rudy Johnny?
-Przestań! To on na ciebie się patrzy.--wszystkie zaczęły się śmiać na wspomnienie o Johnnym. Siedemnastolatek ma rude włosy i jest dość przystojny. Wysoki, umięśniony, ale... Ale Suzanne nie chciała go dlatego, że był podobno natarczywy.
-To który ci się podoba?--spytała Suzanne.
-Żaden! Jejuuu...--odwróciła się do towarzyszek, ale po chwili jej wzrok znowu padł na zgrabna dupe jednego z chłopaków.
-Jasne.--mruknęła Suzie i wróciła do treningu.

Zrobili wszystko co mieli do zrobienia i siedzieli teraz pod ścianą. Paru chłopaków stało i wszyscy wybuchneli śmiechem na stwierdzenie Johna.
-Ja to jej się chyba podobam.
-Hahahaha! Słucham?! Chyba oszalałes?!
-Patrzy teraz na mnie...
-Johnny, debilu. Ona w tym samym czasie może patrzyć tak na mnie, na tego chłopaka po drugiej stronie hali i może myśleć o stu innych chłopakach z jej szkoły. Myślisz, że będziecie razem?! Dzieli was 30 kilometrów. Będziesz do niej codziennie jeździć? No chyba nie. Ona kręci z każdym. Z   k a ż d y m. Rozumiesz?--wyjaśnił Camill.
-Trudno. Może też pokręcić ze mną.--odparł John i zakończył rozmowę. Marik stał obok nich i patrzył się na nich z góry jak się wygłupiają.

Jeden krok. Dwa kroki. Trzy kroki.
-Nie pójdziesz do nich!--wykrzyknęła Evelyn.
-A właśnie, że pójdę.--odparła Suzanne. Evelyn była z nich wszystkich najmniej śmiała i zawsze wnerwiała się na Suzie, gdy ta wmawiała chłopakom, to, że podobają się jej przyjaciółce. Dziewczyna ruszyła w stronę chłopaków. Stanęła przed nimi i szeroko się uśmiechnęła.
-Cześć! Ty jesteś Damien, prawda?
-T-t-t-a-k.--przytaknął zdziwiony chłopak.
-Bo widzisz. Słyszałam, że umiesz tańczyć i... Moja przyjaciółka też umie tańczyć... Spodobałeś jej się i chciałaby cię poznać.
-Aha...?
-Ej, no! Damien! Zobacz, koleżanka proponuje ci laskę do wyrwania, a ty stoisz jak ostatni debil.--krzyknął któryś chłopak.
-Hahahaha. Bierz ją!--dodał kolejny.
-Umiesz tańczyć!--nie mógł powstrzymać śmiechu John, a Damien stał wśród nich zdekoncentrowany.
-Która to?--zapytał wreszcie, a Suzie wskazała na Evelyn.
-Mmm... Ja bym może i brał!--krzyknął ciemnowłosy Paul.
-No to... Pomyśl nad tym. Paaa, Damien. Cześć, chłopaki.--pożegnała się i zobaczyła jego. Po raz pierwszy zobaczyła chłopaka o olśniewającym uśmiechu, który cały czas się na nią patrzył i nie mógł oderwać wzroku swoich pięknych oczu koloru... Jaki on ma kolor oczu? Suzanne zapomniała o swojej żelaznej zasadzie. Zawsze przestrzegała tego, aby patrzeć się najpierw w oczy. Jednak tym razem... Była wciągnięta w czarujący uśmiech chłopaka, który wyglądał na dość starszego od reszty. Kurde. Przecież starca nie będzie podrywać.
•••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Jest to nowe opowiadanie. Będzie pojawiało się razem z "Dopóki mogę..." i mam nadzieję, że wam się spodoba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz