piątek, 27 lutego 2015

Amutel

Wpis IV

Dni mijały na codziennej rutynie. Spotykałam się z Oskarem. Niby nie miałam na to ochoty, ale sami na siebie wpadaliśmy. Rocznica śmierci Viktora jeszcze bardziej nas pogrążyła. Coraz bliżej był początek roku szkolnego. Zostały zaledwie 2 dni, będące sobotą i niedzielą. Sobotni poranek jak na koniec sierpnia był bardzo ciepły. Tańczyłam po pokoju, a słońce muskało moje pół nagie ciało. Dołączyły się do mnie przyjaciółki pobudzone muzyką. Postanowiłyśmy jak najlepiej wykorzystać te 2 ostatnie dni. Zbiegłyśmy na śniadanie. Przy stoliku standardowo był Diego, Oskar i Nathan. Mój brat chyba oswoił się z obecnością Rose. Zaczeli zbliżać się do siebie i godzić ze smutną przeszłością. Wypiłam koktajl malinowy i zjadłam kanapkę z serem. Na dzisiejszy dzień wybrałam różową, zwiewną sukienę.
-Różowa?!--zdziwił się Oskar.
-Ta..
-Przecież ty.. Skąd ją masz?
-Tak, tak, tak, przecież ja nie noszę różowego odkąd...--zapadła niezręczna cisza. Uniosłam głowę w niebo i zamykając oczy pomyślałam o Viktorze.-Mama mi ją wysłała.
-Bardzo ci w niej ładnie.--i faktycznie tak było. Róż kontrastował z moją ciemną, opaloną cerą. Kolor najwyraźniej do mnie pasował. Kiedyś wystarczyło, że założyłam coś różowego, to już spotykałam się z falą komplementów.

Szliśmy przy brzegu jeziora. Oskar patrzył się na mnie tym wrednym i zmuszającym do zachwytu oraz wściekłości wzrokiem. Nie mogłam mu się oprzeć, a przecież był takim chamem.
-Zapomnij o tym.
-O czym?
-O nim, o snach, o wizjach, o wszystkim, Gabi.
-Mam zapomnieć o nim? Zapomnę wtedy chwile z nim spędzone, czyli zapomnę też Rose i Julię, a także Nathana i Diego. Nie mogę zapomnieć, nawet mi to przez myśl nie przechodzi, zrozum.
-Przestań się z tym borykać . Wracamy do nauki, mimowolnie zapomnisz.
-Ale ja nie chcę. Rozwiązanie zagadki stoi mi otworem, jestem już blisko i...
-Martwie się o Ciebie, wiem, że jesteś blisko, ale nie jestem pewien czy dasz sobie radę. Czy dasz radę to wszystko złożyć w całoś. A jeśli ONI tu są?--Oskar martwi się o mnie bardziej niż bym przypuszczała. Wiem, że muszę coś ze sobą zrobić, lecz jak? W głowie tylko Viktor. Kokosy. Jadeit. Zgubienie w myślach i czynach. Nic nie daje mi spokoju, nawet pocałunek Oskara. Czy on to robi z serca, czy może jestem jego zabawką i traktuje mnie tak jak ja, traktowałam większość? Nie. To, nie to. Jakby odbiegliśmy od tematu i dobrze. Przystanął spojrzał się na taflę wody i zwrócił słowa w stronę zachodzącego słońca, może nie zachodziło ono tak pięknie jak nad morzem, ale były powody do zachwytu.
-Co mam zrobić? Jak mam ją chronić?--wypowiadał te słowa jakby mnie nie widział. Rzucał je na wiatr, jakby był bardzo przejęty całą sytuacją. Wyjął z kieszeni naszyjnik i założył mi go na szyje. Robiło się zimno, a lodowate srebro, jeszcze bardziej zaleciało chłodem.
-Nic nie mów, tylko go przyjmij. Nie oddawaj go. Mi się już przysłużył. Teraz twoja kolej.--spojrzałam na wisiorek. Srebrny okrąg miał w środku lawendowy kamień. Wskazałam na niego, a w odpowiedzi usłyszałam.
-Lawendowy jadeit. Wierząc w legendy i inne bzdury, zapewnia bezpieczeństwo i przyciąga miłość, ile w tym jest prawdy to nie wiem, ale zawsze warto mieć jakiś talizman przy sobie.--ładnie podziękowałam Oskarowi, a nasze usta złączyły się w gorący pocałunek.

"Słońce ostatnich kresów nieba dochodziło, mniej silnie, ale szerzej niż we dnie świeciło"

W myślach karciłam się za to, że przyjęłam od Oskara podarunek. Trzymałam go cały czas przy szyji, chowając pod sukienkę, aby nikt nie zauważył. Kolacja wydawała się bardzo apetyczna, lecz jej nie zjadłam. Zamiast tego popędziłam do świetlicy, oglądać jakiś z romantycznych filmów wraz z Oskarem. Ostatnie 20 minut przed ciszą nocną schowałam się w łazience doprowadzając do stanu ułożenia w moim wygodnym łóżku. Wieczorne opowiadanie jak spędziłyśmy dzień były odprężające i przyjemne. Julia spędziła te sobotnie popołudnie wraz z Nathanem. Jak sama mówiła, bez zbędnych sprzeczek. Rose wreszcie nakłoniła mojego brata na spotkanie. Podobno było bardzo miło i na nowo zaczeli odbudowywać to co Rose zepsuła paroma zdaniami, które zapadły mi w pamięć. 
"-Boże, Diego przestań się nad sobą użalać, ogarnij się wreszcie! Kim ty jesteś? Chyba nie tym za kogo Cię uważałam. Zobacz na Gabrielle! Ona jest twarda! A ty? Ty nie! Jesteś zerem! Skończonym zerem! Przestań mi się podlizywać, gdy ja cię nie kocham! Nie kocham cię! Rozumiesz!? N_I_E   K_O_C_H_A_M!!!"
Czy przesadziła? Nie wiem. Wiem jedno, ich związek wtedy się nie skończył, walka o uczucia dopiero się zaczęła, a moja przyjaciółka, dopiero wtedy uświadomiła sobie kogo straciła i za kim tęskni.

Dziewczyny zaczęły wymagać opowiadania z mojej strony. Powiedziałam w skrócie dzisiejszy dzień, omijając prezent od Oskara. Wiem, że mogło by to je za bardzo zainteresować, a do tego, jak na razie nikt nie wie, że jesteśmy razem. 

Sen zabrał mnie sam, nawet się nie obejrzałam, a już spałam. W prawej ręcę trzymałam amulet, lewą miałam ułożoną pod głową. Słyszałam Viktora. Smutne: "On będzie Cię chronił. On będzie Cię chronił" zanim zupełnie odleciałam wypowiedział codzienne "Kocham Cię" po tych słowach, mogłam przestać śnić i wyłączyć mózg na odpoczynek.

niedziela, 22 lutego 2015

Jadeitowe oczy

Wpis III

-Uwielbiam zapach kokosów.--Viktor trzymał w dłoniach przepołowiony owoc. Chciałam go przytulić jak dawniej. Lecz zamiast tego odpowiedziałam.
-Ja także.--wyglądał tak samo jak wtedy, gdy odkryliśmy go martwego na boisku. Czarna bluza Nike i krótkie spodenki powiewały na wietrze. 
-Uważaj na kokosy, Gabi. Uważaj.--nie miałam pojęcia o co mu chodzi. Dopiero teraz zorientowałam się, że śnię.
-O co Ci chodzi?!
-O Ciebie, Gabriello.--zaczął do mnie podchodzić. Miał jadeitowe oczy, takie jakie zapamiętałam. Dziewczyny szalały za jego zielonym jadeitem. Nagle, gdy stał na wyciągnięcie ręki, zniknął. Rozmył się we mgle. Ciche 'O Ciebie' krążyło mi po głowie. Na miejscu Viktora, pojawił się Oskar. Oskar? Co on robi w tym śnie? Chciałam się obudzić, lecz nie mogłam, nie byłam w stanie. Szepnął mi do ucha
-Uważaj, ma belle, na kokosy uważaj.

Byłam w ciemnym pokoju. W moim ciemnym pokoju. Głowę miałam lekko uniesioną, a za rękę trzymała mnie Rose.
-Już dobrze, kochanie.--kojący głos Julii i dotyk Rose uświadomił mi, że już nie ma ani Viktora, ani Oskara.
-Śpij. Spokojnie, jesteśmy tutaj.--przerzuciłam się na bok i zamknęłam oczy. Spałam. Tym razem nic mi się nie śniło.

Powiew świeżego, niedzielnego powietrza zerwał mnie z łóżka. Patrząc przez sklejone oczy widziałam na zegarku 9.30, prędko wstałam i się ubrałam. W niedziele obowiązywał nas mundurek, jako, że są wakacje na całe szczęście tylko w niedziele.
-Cały dzień w mundurku!--krzyczała zdenerwowana Rose.
-Wyluzuj. To tylko jeden dzień.--sama nie byłam zwolenniczką mundurków, ale je tolerowałam. Bordowa spódniczka i biała koszula już widniała na mojej sylwetce. Jeszcze został mi do założenia bordowy krawat. Chyba najgorsza część dzisiejszego ubioru. Jak mężczyźni mogą go nosić? Może i dodawał charakteru mojemu ubiorowi, lecz nie należał do wygodnych.

Byłyśmy już w jadalni. Chłopaki jeszcze nie przyszli. Mogłam na spokojnie opowiedzieć przyjaciółkom co zaszło w mojej głowie tej nocy.
-Hej, Gabi, no mów.
-Viktor.--jedno słowo wypowiadane z moich ust wystarczyło, a dziewczyny już były zainteresowane. I nie tylko one. Za moimi plecami stał Diego. Wszystko musiał słyszeć, miał dobry słuch, któremu nic nie umknie. Przytulił mnie na przywitanie i usiadł naprzeciw Rose. Nathan słysząc imię przyjaciela zbaraniał. Nie wiedział co powiedzieć. Wreszcie głos odzyskała Julia.
-Co Ci się śniło. Opwiedź.
-Będziecie się śmiać i nie uwierzycie.
-Uwierzymy. Śmiało mów. Mnie byś wyśmiała jakbym powiedział, że śnił mi się chłopak z przepołowionym kokosem.
-O matko!
-Co?!--wszyscy się wystraszyli nie na żarty barwą mego głosu.
-Śnił mi się Viktor z przepołowionym kokosem. I Oskar. Ostrzegali mnie. Mówili, że mam uważać na kokosy.
-Dokładnie. Mi też to ten chłopak mówił. Miał takie dziwne oczy. Jakby zielone, ale takie inne.--Oskar wyglądał na przestraszonego.
-Jadeitowy Viktor.--szepnął Nathan.
-To możliwe, że mieliśmy ten sam sen?
-Nieuniknione. Ale czemu? Czemu by was ostrzegał przed kokosami? Owoce jak każde inne.
-No nie wiem.
-Czego?
-Tego, że są jak każde inne.
-Mów dalej, Diego, prosze.
-W kulturze hinduskiej kokosy składano Bogom, ale dalej to nie wiem.
-Wiesz. Prawda?--Oskar był widocznie zaciekawiony.
-Może mieć to jakiś związek ze śmiercią Viktora.--teraz już widziałam o co chodzi.
-Ojciec Viktora jest hindusem.--dopowiedziałam.
-Widzisz jak się dogadujemy, siostrzyczko.--wydali śniadanie, wszyscy wstaliśmy i nałożyliśmy sobie jedzenia.
-Mówcie dalej.--rozkazał Nathan, któremu bardzo zależało ustalić do końca sprawe samobójstwa przyjaciela.
-Jak ustaliliśmy z początku hindusi składają bogom kokosy. Viktor przez pierwsze 12 lat zanim przybył do Akademii, to mieszkał w Indiach. Skoro tam mieszkał to pewnie miał wpajaną wiarę. Jak wiemy ostatecznie nie wyznawał hinduizmu, tylko uczęszczał z nami do kaplicy. Myślę, że to może mieć jakiś związek. Viktor ostrzega nas przed kokosami.
-Hej, hej, hej. Pamiętacie? Pod jego stopami wtedy leżały kokosy.--Nathan na słowa mojego brata wzdrygnął.
-Czyli?--wtrącił się w rozmowe Oskar.
-Czyli to znaczy, że...--Nathan nie dokończył.
-Że wasz przyjaciel nie popełnił samobójstwa.
-Chyba tak. Coś go do tego zmusiło.--rozkminaliśmy o tym jeszcze przez chwile. Po śniadaniu poszliśmy szóstką do kaplicy na niedzielną mszę. Nie mogłam się skupić na modlitwie. Ciągle po głowie chodzić mi Viktor. A może to nie ma żadnego znaczenia? Usiłuje sobie to wmawiać, a prawda jest inna. Ma to znaczenie i to dość spore.

 Viktor. Viktor. Viktor. Viktor. Viktor.

Szlag by Cię trafił. Ciągle tylko ty. Pamiętam dzień przybycia do Akademii. Stałam obok Diego. Podleciał do nas chłopak. Przedstawił się i oprowadził po terenie szkoły. Jego oczy skupiły się na kokosach wyjmowanych z mojej walizki. Nagle wybiegł z pokoju. Napotkał po drodze Julię, która była tu przede mną. Usłyszałam tylko:
-Chroń ją. Oni są tu wszędzie. Chodzi im o nią. Wyrzuć jej te kokosy.

Teraz juz wiedziałam o co mogło mu chodzić. Siedziałam w kościelnej ławce. Przywróciło mnie do rzeczywistości szturchanie przez Rosemarie.
-Idziemy już.
-Ah.. Tak przepraszam, zamyśliłam się.
-Znowu Vik?
-Niestety, albo stety. Jula? Pamiętasz, jak przybyłam do Akademii?
-Co do minuty.
-Viktor wybiegł z naszego pokoju, jakiś taki przestraszony.
-Tak, mówił mi wtedy, że mam Cię...chronić!
-Uwzględnił w swojej wypowiedzi kokosy, prawda?
-Prawda.

Po tej rozmowie wiedziałam, że wszystko się zmieniło. Poczekałyśmy do obiadu, a po nim wyszłyśmy na boisko. Już jutro czekał mnie kolejny trening. Wreszcie. Stęskniłam się za dotykiem metalowego dysku. Trenuje od bodajże 1 klasy gimnazjum. Trenuje, bo lubie. Nie chodzi tu o jakieś rekordy, choć miło je osiągać. Tym razem jednak zdecydowałam się na koszykówkę. Twarda piłka odbijała się od tartanu, sprawiając wielką przyjemość swym odgłosem. Tak jak wiele osób nie lubi tego dzwięku, to ja go kocham. Po rozegranym meczu ze znajomymi kierowałam się z Oskarem do budynku szkolnego. Przy wejściu do świetlicy napotkaliśmy Alexandrę. Muszę przyznać, że jest okropna. Tym razem też tak się zachowywała.
-No, no, Gabriello widzę, że masz nowego chłopaka.
-Puszczalska.--dodała przyjaciółka Alexy.
-Alexo, Keri, proszę was, zachowajcie komentarze dla siebie.--przed kolejną bujką wybroniła mnie dyrektorka. Gdy dziewczny już poszły, Ann zwróciła się do mnie z prośbą.
-Gabi, czy mogłabyś zadbać o Oskara? Chyba się dogadujecie, a ja mam bardzo napięty grafik więc...
-Dobra. Dla mnie to nie problem. Zawsze miło mi zająć się jakimś nowym uczniem.
-Dziękuje. Jeszcze jedno, nie rozmawiaj z Alex i Keri.
-Z wielką przyjemnością, ale to im trzeba powiedzieć.

Reszte dnia spędziłam z Oskarem. Okazał się jeszcze bardziej arogancki. Chyba to mnie do niego ciągnie. Ten jego charakter. Wredny, a zarazem czarujący. Obojętny, lecz kochany. Tego dnia już nie spotkałam się z Alex i Keri. Całe szczęście. Niestety siedząc przy kolacji zobaczyłam Viktora. Wystarczyło, bym zamknęła oczy, a on już siedział w mojej głowie. Tym razem widziałam jedynie jadeitowe oczy pełne smutku i nieszczęścia, które mnie niedługo spotka. Źrenice się rozszerzały, tak że mogłam zobaczyć w nich swoją postać jak w lustrze.


sobota, 21 lutego 2015

Inne oblicze

Wpis II

-Nie mogę uwierzyć, że on tak bardzo się zmienił.--Julka kierowała się w stronę boiska.
-Wszyscy się zmieniliśmy.
-Może i wszyscy, ale...
-Ale?
-On najbardziej!--nie wytrzymała. Wykopała wysoko piłkę i pozbywając się emocji powiedziała.-Słuchaj, bo widzisz, uznałam, że musisz wiedzieć.--jej lekki francuzki akcent przedzierał się przez zachrypnięty głos po kłótni.
-Mów.--podparłam ją na duchu, biegnąc po piłkę.
-Poznałaś już się z Oskarem, prawda?
-Tak. Jest bardzo fajny...
-Nie! Czegoś o nim nie wiesz.
-To mi to uświadom.
-Jak wiesz nigdy nie poznałam babci, umarła dwa lata przed moimi narodzinami. Dziadek wtedy... Poznał matkę Oskara. Boże.. Oskar to mój wujo!--nie wytrzymała dłużej.
-Rozumiem.
-Dziadek był dość młody, miał zaledwie 36 lat ja urodził się Oskar, jego syn, a rok później ja.--przytuliłam Julię.
-Ale to źle?
-Sama nie wiem. Uznałam, że musisz to wiedzieć. On nie jest takim za jakiego się podaje.
-Poradzę sobie z nim.
-Wiem, ale obawiam się, że ja sobie nie poradzę w jego towarzystwie.--grałyśmy dalej, była brzydka pogoda. Letnie powietrze zalatywało burzą. Nie dawno wróciłyśmy z wakacji. Julia w tym czasie odwiedziła rodziców. Jej dziadek odziedziczył wielki spadek. Gdy miał 18 lat urodziła się matka mojej przyjaciółki, 19 lat później przyszła na świat Julia. Jej rodzice choć młodzi już wtedy mieli wielki spadek. Dziewczynie to przeszkadzało. Szybko trafiła do Akademi, by nie przeszkadzać wciąż zajętym rodzicom. Zadziwiła mnie wieść o tym, że chłopak, który wpadł mi w oko jest jej wujem. Idiotyczne, ale takie rzeczy się zdarzają.
-Gabriella!
-Co?!
-Wchodź do środka!--usłyszałam głos Oskara.-Nadchodzi ulewa!
-A gdzie Julia?
-Biegnie, chodź!--chwycił mnie za nadgarstek. Od budynku dzielił nas jakiś kilometr. Miał na sobie białą podkoszulke na ramiączka. Cała była mokra. Przyklejona do ciała podkreślała jego mięśnie. W koszuli, którą miał na sobie wcześniej, nie zauważyłam umięśnionych ramion. Prezentował się świetnie. Do drzwi frontowych pozostało zaledwie 50 metrów. Przyśpieszył, ciągnąc mnie jednocześnie za rękę. Biegłam coraz szybciej, wpadając do środka usłyszałam ryk burzy. Pożegnałam się z chłopakiem i poszłam się przebrać, nie chciałam, aby widział mnie w takim stanie. Wleciałam do pokoju. Przyjaciółek nie było. Zdjęłam z siebie ubrania i zmieniłam mokrą bieliznę. Stałam przed szafą wybierając ubrania. Kolejny grzmot zataił pukanie do drzwi. Oskar szarpną za klamkę.
-Spokojnie nie patrzę.--prawda była inna czułam na nim swój wzrok. Pochłaniał mnie w całej okazałości.
-Ehem..--nutka powątpienia w moim głosie okazała się dla niego zgubieniem. Ubrałam się w czarne getry i białą bluzkę z nadrukiem.
-Wyglądałaś oszałamiająco, jak miss mokrego podkoszulka.
-Taa.. Myślałam, że jesteś inny.
-Mówiłem przecież, że to tylko przykrywka.
-Teraz już wiem, wujku.
-Powiedziała Ci?
-Na całe szczęście.
-Głupio się złożyło, ale spoko. Mi to nie przeszkadza.
-Mi zresztą też. Chyba czas na kolacje.--nasza rozmowa była strasznie sztywna. Nienawidziłam go juz za to jak bardzo mi się podoba. Czy tylko podoba? Chyba nie. To chyba coś więcej. Po raz pierwszy... Pokochałam. Boże.. Jak ja nie lubie tego słowa. Nie mogłam uwierzyć w to o czym pomyślałam. Przepuścił mnie w drzwiach do jadalni. Usiadłam do naszego stolika. Jedno miejsce było wolne. Po tym jak Viktor się powiesił, nikt tam nie usiadł. Minęło sporo czasu od tego wydarzenia. Aż wreszcie usiadł na jego miejscu Oskar.
-Oszalałeś?--spytał Nathan.
-Przestań, minął już rok.--odparła Rose, która była nadal zdenerwowana południowymi wydarzeniami.
-Dobra, siedź.--Nathan był bardzo przygnębiony nie sądził, że będzie go tak bardzo bolała myśl, że ktoś próbuje zastąpić jego przyjaciela. Zjedliśmy posiłek w ciszy, pierwszy dzień w towarzystwie Oskara nie był najłatwiejszy. Zaraz po zjedzeniu poszłyśmy do pokoju. Hulnęłam bez zastanowienia na łóżko. Zdaje mi się, że dziewczyny jeszcze oglądały telewizję, lecz ja już nie kontaktowałam i zasnęłam pognębiona we śnie. Usłyszałam tylko ciche 'ma belle' w mojej głupiej wyobraźni.

czwartek, 19 lutego 2015

Francuzka sensacja

Wpis I 

Eh.. Śniło mi się...
-Wstawaj!--w przemyśleniach przeszkodziła mi Rose. 
-Jeszcze 5 minut. Jesteś jak moja matka! Przecież mamy sobotę!!
-Ej no wstawaj.
Do pokoju wleciała Jules wypowiedziała słowo 'nowy' i tym samym zerwała mnie z łóżka. Szybko założyłam szare dresy, błękitną bluzke i  trampki, rzęsy maznęłam tuszem. Byłam gotowa by go poznać. Poleciałam korzytarzem w stronę holu szkoły.

Zakłopotany chłopak siedział na kanapie. Podeszła do niego dyrektorka. Wskazała na coś ręką, a on się podniósł, chwycił do ręki torbę i udał w naszą stronę. 'Przystojniak' powiedziałam sama do siebie.
-Kolejnego masz zamiar rozkochać, a później rzucić i pozwolić, by coś sobie zrobił?--zapytała ze wściekłością Julia.
-Za kogo ty mnie do jasnej cholery masz?! Za dziwkę?! Hm..?
-Czasem za taką Cię uważam.
-Spokojnie!--Rose na całe szczęście nas uciszyła, bo choć Julka jest moją przyjaciółką, to często zdarzają się nam sprzeczki przez moją głupotę w stosunku do chłopaków. Wielokrotnie jestem bliska uderzenia Jules, moja porywcza natura gwałtownie odbija się na bliskich i niestety też na pozostałych mieszkańców planety zwanej poniekąd Ziemią. Pamiętam, eh.. Wspomnienia są okropne.. Przez porywczość w 1 gimnazjum uderzyłam matematyczkę. O co poszło? Wzięła mnie do odpowiedzi, a jak zmierzałam w stronę tablicy, charakterystycznie, jak to na mnie przystało kręciłam dupą. Spotkałam się z nią przy biurku, gdy wyzwała mnie od kurwy, lekko mnie to uraziło.
Wróć.
Bardzo mnie to uraziło. Nie ma to jak usłyszeć taką opinię od nauczycielki. I wtedy zaczęły się jeszcze większe problemy wychowawcze ze mną w roli głównej. Rodzice przenieśli mnie do elitarnej szkoły. Akademia Eriania, dla wielu szczyt marzeń, a dla mnie? Dla mnie z początku... Najgorszy sen. Teraz już, gdy są przyjaciółki itd. to ogólnie czuje się tu lepiej niż w domu. Tam rodziców nigdy nie było. Ojciec jest szefem ochorny, która opiekuję się najważniejszymi osobowościami. Matka ma wysokie stanowisko w rządzie. O reszcie rodziny lepiej nie wspominać. Jedynie mogłam oprzeć się na zaufaniu i pomocy brata.
Wracając do nowego to dyrektorka podprowadziła go do pokoju Diego i Nathana. Mieli jedno wolne miejsce po tym jak miesiąc temu ich współlokator się powiesił. Był bardzo związany z chłopakami, którzy bardzo to przeżywali i nadal się nie otrząsneli po stracie przyjaciela. Nikt nadal nie ustalił czemu to zrobił. Niektórzy uważają, że ktoś mu kazał, a inni, że dziewczyna go zraniła. Ble ble ble. Paplanina ludzi. Powiesił się, bo miał problemy związane z tą psychiczną akademią. Diego ogarnął ból po starcie szybciej niż Nathan. Ten drugi wyparł się swego pełnego imienia, przez jakiś czas zaszył się w pokoju i nie wychodził. Były to trudne chwile dla każdego, lecz dla niego, osoby, która nigdy nie straciła kogoś bliskiego, wyjątkowo trudne chwile.
 Chłopak otworzył drzwi, dyrektorka wygłosiła mowę powitalną, taką jak zawsze.
-To jest Oskar, będzie z wami mieszkał, wrócę później, aby go oprowadzić. Jeśli mnie wyprzedzicie, to powiadomcie mnie o tym.
Pożegnała się i opuściła pomieszczenie. 
Chłopaki się mrawo przywitali. Postanowiłam wejść do ich pokoju. 
-Cześć..--powiedziałam troszkę zakłopotana.
-O! Siema siostrzyczko! Co ty tu robisz? Dziewczyny nie mogą wchodzić na 2 piętro.--Diego podleciał i mnie uścisnął.
-Eee... Ile się nie widzieliśmy, że tak się stęskniłeś? Całą noc? A do tego ja mogę. 
-Oj tam. Czy ty wszystko możesz?--zostawiłam brata bez odpowiedzi, a on podszedł do nowego.
-To jest Oskar.--przedstawił nastolatka. 
-Będzie z nami mieszkał.--dodał Nathan. Chłopaki posłali sobie, a także mi spojrzenia nawołujące do kultury.
-Ja jestem Gabriella.--nowy chwycił moją dłoń i delikatnie pocałował w dłoń.
-Miło mi, mademoiselle Gabriello.
-Och! Francuz?
-W całej okazałości.--biła od niego woń kawy i perfumów o zapachu drzewa sandałowego. Tak kochałam ten męski zapach!
-Oskarze, czy może chciałbyś przejść się ze mną po szkole?
-Ma belle! Oczywiście! Sprawisz mi tym wielką przyjemność.--przez chwile szliśmy w milczeniu, zastanawiałam się czy to tylko przykrywka. A może Oskar naprawdę taki jest.
-Widzisz, szkoła jest bardzo duża pewnie Annabeth chciała Cię oprowadzić osobiście, ale ją wyprzedziłam.
-Kim ona jest?
-To nasza dyrektorka.--puściłam mu oczko.-Oskar, przepraszam bardzo za to pytanie, ale czy ty nie jesteś zbyt uprzejmy?
-Chciałem zrobić dobre wrażenie przed twoim bratem, ale to nie tak jak myślisz. Na codzień, także jestem uprzejmy, lecz w mniejszym stopniu. Właściwie to.. Jestem bardzo arogancki i impulsywny, ale rodzice kazali przez chociaż jeden dzień sprawiać wrażenie poukładanego francuza.--szeroko się uśmiechnął, widząc na mojej twarzy ulgę, z tego, że taki będzie mi bardziej odpowiadał. Rozmawialiśmy ze sobą około godziny zwiedzając szkołe, aż nagle usłyszałam podniesiony głos Julii i Nathana. Przystanęłam. Zahaczyłam o Oskara, wydając rozkaz do zatrzymania. W pomieszczeniu przed nami był Nathan z Julią. Strasznie się kłócili. Postanowiłam podsłuchać, a gdy wystąpi kolejna furia przyjaciółki zareagować.
-Nathaniel..! Przestań wreszcie!--chłopak jej przerwał w wypowiedzi, zatykając ręką usta.
- Nie mów na mnie Nathaniel..--wypowiedział swoje imię z takim obrzydzeniem, że miałam wrażenia jak zwraca śniadanie.-Nathaniela już nie ma! Umarł! Odszedł! Zrozum to wreszcie! Ile razy mam Ci to powtarzać.--zluzował uścisk i dał jej wtrącić parę słów.
-On nadal tu jest, ale boi się przyznać do straty przyjaciela! Stoi obok mnie i na resztkach sił stara się na mnie patrzeć wzrokiem tego dawnego chłopaka, którego z początku pokochałam. Musisz się pogodzić ze stratą. Pomyśl, czy Diego tak się zachowuje? Nie! On panuje nad emocjami. Ty nie!
-Kto jak kto, ale to ty nad nimi nie umiesz zapanować.
-Ale ja o tym wiem i się do tego przyznaje, a ty wręcz przeciwnie! Boisz się to powiedzieć.--ich głosy pognębiły i mnie i Oskara. Nie mogłam dalej stać bezczynnie. Wtargnęłam do pokoju, wyszarpując z niego Julię, powiedziałam Nathanowi, że później porozmawiamy, zostawiłam go z Oskarem. Przyjaciółke za to zabrałam na ogród, wyciągnęłam piłkę od nogi i pozwoliłam by Jula upuściła z siebie emocje.
                                      

piątek, 13 lutego 2015

Prolog/Przedstawienie Postaci

Prolog
"Moje życie to tylko sen. Gdy się obudzę to wszystko zniknie."
Rok temu życie Gabrielli zmieniło się nie do poznania. Ukochany przyjaciel popełnił samobójstwo, a ją nękają wizję. Śmierć jest wszędzie, a ona musi ją pokonać. Ludzie umierają. Przez nią. Ona sama już raz została przywrócona do życia, od tego czasu skałada wizyty w Niebie. W jej życiu pojawia się trzech chłopaków. Każdy jest inny i z każdym ją coś łączy. Przychodzi pora na tego czwartego. Czy to on będzie drugą połową Gabrielli? Czy zrozumie jej problemy? I wreszcie zadajmy sobie pytanie. Kto tym razem zginie?
Hejka! 
Poznajcie bohaterów "Z Pamiętnika Lekomanki". Opowiadanie będzie skupione na codzienności nastolatków. Miłość, imprezy, używki... W skrócie 'życie'. Bohaterzy opowiadania są tacy jak my wszyscy, lecz jest w nich skrywana tajemnica. Jaka? Czytajcie, a się dowiecie. 
Gabriella Scheride- blondynka z brązowymi oczami. Ma 17 lat. Nie lubi swojego imienia. Uważa, że jest za poważne. Razem z przyjaciółkami Julią i Rose gra w koszykówke i piłkę nożną. Jej pasją jest boks. Zaszczepił to w niej brat Diego. Gabriella jest uzależniona od leków. Ta historia opisuje poniekąd jej walkę z uzależnieniem. Często zmienia chłopaków, wykorzystuje ich i porzuca. Ma trudny charakter i trudno ją przekonać, że jej zdanie nie zawsze jest właściwe. Możliwe, że Gabriella wreszcie kogoś pokocha, a tym chłopakiem będzie nowy uczeń Akademii.

Julia Griscan- ma brązowe włosy i blond pasemka. Także ma 17 lat. Jej niebieskie oczy zachwycają wszystkich. Jest najbardziej zbuntowana z trzech przyjaciółek. Ma chłopaka Nathana. Bardzo go kocha, lecz wielokrotnie krzywdzi. Julia lubi dużo wypić, a wtedy staje się agresywna i w chwili złości krzywdzi najbliższych, w tym swojego ukochanego chłopaka.

Rosemarie Indere- ma piękne, długie włosy. Kolor podchodzi pod czerń. Jej brązowe oczy uwodzą Diego. 17-latka jakiś czas temu chłopaka bardzo zraniła. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że jednak go kocha. Teraz stara się o odzyskanie zaufania. Razem z przyjaciółkami gra w kosza i nogę, lecz oprócz tego interesuje się tańcem latynoskim. Rose jest zresztą pół angielką, pół hiszpanką. Dziewczyna dobrze się uczy i stara się być grzeczna, lecz przyjaciele jej w tym przeszkadają.

Oscar Grinchen- jest nowy i niewiele o nim wiadomo. Przystojniak wpada w oko głównej bohaterce Gabrielli. Jej brat przez chwilę jest przeciwny ich miłości, lecz po jakimś czasie godzi się wiedząc, że Gabi jest tym razem prawdziwie zakochana i nie skrzywdzi kolejnego naiwnego chłopaka. Ma 18 lat. Krótkie ciemno-blond włosy i szare oczy przyciągają uwagę nastolatek, ale jemu podoba się tylko Gabi.

Nathan Lins-  właściwie Nathaniel, lecz bardzo nie lubi swojego imienia, przez zaistniałą kiedyś sytuacje. Chłopak Julii. Troszczy się o swoją dziewczyne i ma świadomość, że któregoś dnia może z nią być niebezpiecznie. Brunet ma 19 lat i niebieskie oczy. Jest najwyższy z kolegów. Skacze o tyczce i śpiewa. Jego głos jest cudowny. Lubiany przez większość, nie przepada za ludźmi. Często ludzie już go ranili i nie chcę tego doświadczyć po raz kolejny. Nie ufa im. Nim zaufa Oskarowi, który będzie nowy, minie trochę czasu, lecz później się zaprzyjaźnią i odkryją wspólną pasję, jaką będzie taniec.

Diego Scheride- brat Gabrielli. Jest jej przeciwieństwem jeśli chodzi o urodę. Ma brązowe włosy i niebieskie oczy. Zraniony przez Rosemarie trzyma się z dala od kobiet. Ukochany brat Gabi. Stanie za nią murem w każdej sytuacji. Nauczył ją boksować. 19-latek sam jest bokserem. Rose będzie się o niego starała i chłopak wreszcie uwierzy w miłość. Kocha grać w piłkę nożną. Diego jest agresywny i nie jeden raz miał zatargi z policją, nawet częściej niż reszta znajomych.