Wpis V
Możesz już w tym momencie nie żyć, bądź możesz także siedzieć przed Nim i czekać na decyzję, o tym, czy jesteś potrzebna, czy też nie. Czy będziesz żyć, czy może nie.
-Sheride! Nie wiem, czemu twój umysł blokuje te wszystkie informacje! Czyżbyś była aż tak silna? Czy masz aż tak silny umysł?--zadawał mi pytania On, chociaż i tak wiedział więcej niż ja.
-Oh, Księżniczko. Babci zabrakło na tym świecie, a ty już stoisz na granicy życia a śmierci. I co ja mam z tobą zrobić, hę?--chciałam mu wykrzyczeć prosto w twarz co o nim sądzę, ale szmata zawiązana na moich ustach nie dawała mi swobody w wydawaniu jakichkolwiek odgłosów.
-Daj jej spokój, tato.
-Przestań.
-Proszę...
-Nie! Przyprowadz mi Julię.
-Tato! Chyba nie chcesz jej tego zrobić! To twoja wnuczka!
-Musisz wiedzieć, że czasem trzeba podejmować decyzje świadczące nawet i życiu twojej rodziny.
-Zabijesz ją.--wyszeptał jakby sam do siebie mój porywacz.
-Nie. Tylko będę starał się, aby przeszła na moją stronę. Idź po nią.
-Dobrze, tato.
-Gabriella, mamy jasną sytuację. W zasadzie nie masz innego wyjścia, a jedynie takie żeby z nami współpracować.
-Gggmmmm..!--starałam się wydobyć jakiś odgłos z ledwo co tętniącej życiem piersi.
Nie wiem jak to się stało i czemu, ale leżałam na wielkim łóżku w otoczeniu aksamintych pościeli. Po szyję otulona byłam kremową kołdrą. Komnata była duża, ale nie większa niż ta w pałacu. Pod ścianą stała toaletka. W jednym kącie była mała biblioteczka, a w drugim bogato zdobiony, drewniany stół, a obok ustawione krzesła dopasowane do kompletu. W komnacie jedne z drzwi były uchylone i widziałam jak prześwitywały się zza nich balowe suknie i sukienki na obiady w ogrodzie. Drugie drzwi były zamknięte, a trzecie, już mniejsze lekko otwarte i widać było pozłacaną wanne, a w niej pianę. Sen?
Wstałam z łóżka i udałam się do łazienki. Wcześniej spojrzałam na kalendarz. Okazało się, że to mój drugi dzień. Wykąpałam się, a w garderobie znalazłam jeansy i koszulę w kratkę. Włosy związałam w kucyka, a zaschniętę usta pomalowałam bezbarwną szminką. Chwyciłam pierwszą lepszą książkę i zaczęłam czytać. Mitologia? Hinduska?
Hmm...
-Można?--zapytał się chłopak, którego głos cały czas ciąży mi w sercu i umyśle.
-Proszę.--odpowiedziałam.
-Porozmawiamy?--zadał następne pytanie i przeniósł sobie krzesło z tego kąta.
-To ja tu jestem zakładniczką. Rób co chcesz.
-Przepraszam. Już wiesz czemu musiałem odejść. On ci nie zrobi krzywdy, ale musisz wiedzieć, że wolno także cię nie puści.--nachylił się, a ja poczułam zapach świeżo zmielonej kawy i drzewa sandałowego.-Co czytasz?--wziął książke do ręki.-Mitologię hinduską?--przeczytał tytuł.-Zakskujące. Osobiście polecam ci celtycką. Jest bardzo interesująca. Co nic nie mówisz?
-A co mam mówić..?--powiedziałam tak cicho, że nawet nie byłam pewna czy mnie usłyszy.
-Musiałem, możesz mi wierzyć lub nie, ale ja musiałem. A co do mojego ojca... Powinnaś wiedzieć, że...--złapał za książkę i przerzucił kartki na koniec. W spisie treści znalazł interesującą go frazę i wyszukał podaną stronę.-Czytaj.--pokazał na tekst.
-Waruna. Słowo Waruna wywodzi się od waraznaczącego w sanskrycie rozległości. Jego imię oznacza tego, który wszystko przykrywa i jest powiązane z niebem i wodą. Taka forma imienia jest etymologicznie utożsamiona z greckim imieniem Urano(os) (OυράνοςJ - niebo) Istnieje również inna , szerokoego przyjęta interpreracja, według której imię Waruna pochodzi od rdzenia uer - wiązać co odpowiada jednemu z najczęściej występujących Waruny jako boga związującego."-Tak, uprzedzam twoje pytanie. Mój ojciec, a dziadek Julii to Waruna. Bóg nieba i wód. Jest strażnikiem siły zwanej ryta, odpowiedzialnej za istnienie wszystkiego zgodnie ze swym porządkiem, również porządku moralnego. Stosuje bardzo surowe kary i przez to jest utożsamiany z Jamą, bogiem śmierci. Mój ojciec nie tylko jest bogiem śmierci, bo może także zsyłać nieśmiertelność.
-Warunie składa się kokosy.
-Wiem, chciałem, abyś była na nie odporna, ponieważ teraz będziesz je często czuć.
-To on zabił Viktora i Lisę! Kurwa, Oskar! To on ich zabił! To on podpala co piętnaście lat naszą szkołę! On z nimi! Jest nieśmiertelny, kurwa! Viktor był jednym z nas! Lis także! I dopiero teraz się o tym dowiedziałam! Jasna cholera! Oskar, mam tego wszystkiego już dość! Mam dość tego świata! Spada na mnie taka odpowiedzialność jak na żadną osiemnastolatkę! Nie chce tak żyć.
-Możesz nie chcieć, ale musisz, księżniczko. Od ciebie zależy to czy świat będzie dalej taki jaki jest. To zależy od ciebie...--wyszeptał. Wstał i odstawił krzesło. Odwrócił się w stronę drzwi i tylko przepraszająco się na mnie spojrzał. W jego wzroku było coś jakby 'Nie miałem pojęcia o nim.' i dziwnym trafem uwierzyłam mu. Wierzyłam temu chłopakowi, który skopał tyłek Matthiasowi, wierzyłam temu debilowi, który wyzywał mnie od najgorszych, uwierzyłam mu, bo to co nas wcześniej łączyło, jest nadal silne i mimo to, że minęło praktycznie pół roku, to ja pamiętam. Pamiętam jak kochałam się do niego przytulać. Kochałam zapach jego perfum i woń świeżej kawy. Pamiętam to wszystko. Moje serce pamięta jego... A w głowie jego ostatnie słowa 'To zależy od ciebie.' i ma rację. Wszystko teraz zależy ode mnie. I chcąc nie chcąc muszę temu sprostać i iść dalej. Tam, gdzie zaprowadzi mnie równomiernie bijące serce, które już od osiemnastu lat tętni życiem i wytrzymuje te wszystkie przeciwności losu.
Nazywam się Gabriella Sheride i dam rade!