Wpis X
Spóźniłam się na kolacje i na samym wejściu wdałam się w kłótnie.
-Musiałaś to zrobić?--zwykle Matt na mnie nie krzyczy. Do tej pory nigdy na mnie nie krzyczał.--Było trzeba go odepchnąć!
-Przepraszam.--nie byłam w stanie nic więcej powiedzieć i poszłam do bufetu nałożyć sobie jedzenia. Stanęłam w kolejce do płatków i mleka. Za mną ustawiła się długa kolejka. Dwóch znajomych chłopaków, starszych o rok stało za mną i gadali. W jedej chwili niższy złapał mnie za dupe. Wyższy zdążył tylko dodać:
-Kacper! Przesadziłeś!
Miał racje. Chwyciłam waze z letnim mlekiem i wylałam je na podrywacza. Cała jadalnia patrzyła się na to widowisko.
-Jebana! Ty jesteś jakaś oszołomiona! Wiedźma! Nie zbliżaj się do mnie!
-To ty nie zbliżaj się do niej.--za mną stanął Matt. Był bardzo zły, ale nie na mnie. Chwycił Kacpra za koszulke i powalił na stoły pełne jedzenia. Dyrektorka już stała w drzwiach stołówki.
-Matthias!! Do mnie!!--Matt podszedł do Ann jak posłuszny szczeniaczek. Po chwili dyrektorka dodała.--Kacper! Ty też!
Odechciało mi się jeść i popędziłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i wtuliłam w poduszkę. Czy on musiał to zrobić? Teraz ma problemy. To moja wina. Nie powinnabyłam pozwolić, aby się zbliżał. A może właśnie tego chciałam? Nie byłam w stanie odpowiedzieć sobie na te pytania. Szlochałam w poduszkę do czasu, gdy zasnęłam. Obudziłam się po krótkim śnie, w którym całowałam się z Matt'em, o dziwo, gdy otworzyłam oczy chłopak siedział przy mnie.
-Wybaczysz mi?--nachylił się i ujął moją dłoń.
-Za co?
-Za to, że nakrzyczałem na ciebie. Bardzo przepraszam i strasznie tego żałuje. Wiem, że to on cię do tego zmusił, a poza tym nie miałem prawa tak zareagować.
-Wybaczyłam.--obejrzałam się na niego. Posłał mi jeden ze swych uśmiechów i wszedł pod kołdrę. Przytuliłam się do niego i ponownie zapadłam w sen.
Piękny zapach tulipanów roznosił się po całym pokoju. Uchyliłam powieki i zobaczyłam kwiaty. Ich woń była silna i uzależnająca. Wielki bukiet czarnych tulipanów stał na nocnym stoliku obok mojego łóżka. Wiele czarnych i bordowych tulipanów leżało po całym pokoju. Jedne były w wazonach, inne leżały luzem.
-Co to ma znaczyć?!--do pokoju wpadła Julia.-Nie było mnie jedną noc, a tu morze kwiatów!--popatrzyła się po pokoju i z dumą dopowiedziała.-Masz chyba jakiegoś wielbiciela. Tylko skąd on wiedział, że kochasz bordowe i czarne tulipany? Hahaha! Nie wierze!--wiedziałam już, że Julia znała odpowiedź na wszystkie pytania.
-Nie owijaj, tylko mów.
-Tristan wrócił!--Rose z krzykiem przybiegła i wyjaśniła sprawę tulipanów.
Poczułam w przełyku gulę, która zwiastowała kłopoty. Opadłam na krzesło i podciągnęłam nogi.
-Hej, co jest?
-Nic.
-Gabriella! I ja i Rosemarie widzimy, że coś jest na rzeczy! Wyjaśnisz dobrowolnie? A może mam cię zmusić siłą?
-Boje się, że on wszystko zepsuje!--wykrzyknęłam pełna bólu i złości. Nie byłam w stanie pohamować emocji.--Dajcie mi chwile spokoju. Porozmawiamy po śniadaniu.
Zabrałam się do sprzątania tulipanów, wsadzałam je we wszystkie możliwe szklanki, a gdy te już się skończyły postanowiłam, że resztę kwiatów zaniosę na stołówkę. Ubrałam się w luźne spodnie z kieszeniami i łatami na kolanach koloru khaki, a do tego dobrałam szarą koszykarską bluzkę. Torbę przepasałam przez ramię, chwyciłam ponad 80 pozostałych tulipanów i włożyłam do kieszeni amulet.
Wchodząc na stołówke wzbudziłam duże zainteresowanie. Po wczorajszej awanturze, dyrektorka przekazała Matthias'owi, że nie obarcza mnie winą, ale inni najwyraźniej tak. Jedni posyłali mi uśmiech, inny wrogie spojrzenie. Na naszym stole położyłam tulipany i poszłam po śniadanie. Stolik był pusty. Usiadłam i naszła mnie myśl o Lisie. Jutro pogrzeb, a ja nie wiem, czy dam radę wystać przy trumnie. Miałam ochotę uciec do niej i mi się to udało. Po raz pierwszy przeniosłam się do Nieba, w chwili, gdy nie spałam. Powitała mnie Lisa, która wręcz promieniała z radości. Dziewczyna przeciągnęła mnie przez bramę, a tam naskoczył na mnie uradowany Viktor.
-Liso, czy mogę chwilę porozmawiać z Gabriellą na osobności?--dziewczyna bez entuzjazmu wyraziła zgodę.
-Co ma znaczyć to 'kocham cię'? Okłamujesz ją?!--byłam zła i nie kryłam tego. Nie wiedziałam na jaki temat ma zamiar rozmawiać, ale nie obchodziło mnie to. Musiałam wyrazić swoje niezadowolenie. Mało kiedy byliśmy sami, teraz skorzystałam z okazji, że Lisa nie stoi tuż obok.
-Nie! Tu chodzi o to, że nigdy nie miałem rodzeństwa. A zawsze chciałem je mieć. Patrząc na ciebie i Diego, zazdrościłem wam. Miałem potrzebę, żebyś to ty była moją siostrą. Zawsze cię kochałem, na wszystko co złe przymykałem oko, dbałem o ciebie, troszczyłem się o twoje bezpieczeństwo i nadal to robię, siostro. Ale ty nigdy nie czułaś tego co ja. Dla ciebie istniał tylko Diego. Wiedziałem, że nigdy ci go nie zastąpie. Mogłem być tylko przyjacielem, bo ty i tak nigdy byś mnie nie pokochała jak brata. Nadal cię kocham, Gabriello. Wierz mi. I to nie znaczy, że okłamuję Lisę. Ją kocham inaczej. Jak mam to powiedzieć? Pomiędzy nami jest ta miłość... Wiesz jaka... Oj, Gabi. Nie będę ci więcej tłumaczyć.
-Wiem Viktorze, ale to nie zmienia faktu, że wolałabym, aby ta cała twoja miłość popłynęła do Lisy. Ona tego teraz bardziej potrzebuje. Lisa cię bardzo kocha!
-Tak, wiem. Ja ją też kocham. Gabriella! Jeszcze jedno! Musisz...--nie usłyszałam co powiedział, bo nagle odpłynęłam. Znowu siedziałam na krześle. Rose i Julia patrzyły na mnie zaskoczone, a Nathan próbował mnie ocucić.
-Hej, już dobrze. Jesteśmy tutaj.
-T-t-a-k-k..--jąkałam się, nie wiedząc co powiedzieć.-Długo mnie nie było?--powiedziałam juz bardziej ożywionym głosem.
-Przyszłyśmy jakieś 3 minuty temu. Nathan był tu jak weszłaś na stołówke jakieś 10 minut wcześniej. Nie wiemy dokładnie ile, ale pewnie z 6 minut.
-A co właściwie się stało?--zapytała zmartwiona Rosemarie.
-Przeniosłam się tam.
-Gabriella! Musisz z tym skończyć! To cię wymęcza!
-Nie! Nathan, uwierz mi wszystko dobrze. Dzięki temu mogę z nimi być.
Dalej już nic nie mówili. Zaraz po najedzeniu się porozdawałam kwiaty i popędziłam na lekcje. Czas się dłużył i miałam dość. Na francuzkim, który był ojczystym językiem Oskara spotykałam się z jego ukratkowymi spojrzeniami. Stojąc pod salą od angielskiego schyliłam się do plecaka, żeby wyjąć zeszyt. Rzuciłam go do Julii, która musiała spisać pracę domową. Podniosłam głowę i zobaczyłam Tris'a. Tego chłopaka, którego znałam od kołyski. Tego, który zawsze był obok mnie. Razem z Diego byli mi najbliższymi osobami. Do czasu. Chłopak wyjechał 2 lata temu. Rozpoczął naukę w innej szkolę jak tłumaczył musiał odpocząć od tej. Ja jedyna wiedziałam, że to nie jest ten powód. Tristan mocno przeżył rozwód rodziców. Nie radził sobie z niczym, ale teraz najwyraźniej się to zmieniło. Stał tu i się na mnie patrzył swoimi oczami, które są jak węgiel. Usiosłam się, a brunet poprawił palcami swoją grzywkę.
-Kogo my tu mamy...--zaśmiał się.
-No, no widzę, że humorek dopisuje Tristanku.
-Liczyłem, że powiesz może 'Oh! Tristan! Wyglądasz olśniewająco.' bądź 'Tris! Tęskniłam za tobą'--śmiał się naśladując mój głos.
-Nadal taki sam.. Dziękuje za kwiaty.
-Proszę bardzo.
-Mama pewnie zła, że całą szklarnię jej okradłeś, prawda?
-Jeśli robię coś dla ciebie, to mama nigdy nie jest zła. Znasz ją i wiesz jak bardzo cię lubi.--patrzyliśmy na siebie, a gdy zadzwonił dzwonek na ostatnią lekcję chłopak odparł.-Jeśli możesz być piękniejsza niż byłaś, gdy cię zapamniętałem, to ty taka jesteś.--znikając w klasie posłałam mu uśmiech i dopiero teraz zrozumiałam, jak bardzo tęskniłam za tym chłopakiem.
Siedząc na angielskim przypominałam sobie wspomnienia z nim związane. Już dawno o nim nie myślałam. Pamiętam jak byłam na jego 6 urodzinach. Dostał rower. Zazdrościłam Tris'owi i Diego, że potrafią jeździć, a ja nie. Poprosiłam mamę o rower. Dostałam go tak jak wszystko. Na następny dzień pobiegłam do Tristan'a prosząc go o naukę. Szybko się uczyłam i po tygodniu już bardzo dobrze jeździłam. Tris zgubił chomika. Okazało się, że zwierzak wyszedł na chodnik. Rozpędziłam się i przejechałam chomika. Nie zrobiłam tego specjalnie i żałowałam. Tristan się załamał i przez 2 tygodnie nie odzywał. Myślałam, że już nigdy mi nie wybaczy, ale któregoś dnia przyszedł po mnie i zabrał do szklarni jego mamy. Zerwał jednego bordowego tulipana i wręczył mi go. Ja zerwałam czarnego, wiedząc, że to jego ulubiony kolor. Od tego czasu bordowe i czarne tulipany są symbolem naszej przyjaźni, która już raz była czymś więcej.
Leżąc w swoim pokoju byłam zajęta zabawą tulipanem. Patrzyłam się na jednego czarnego kwiata i myślałam o przyjacielu. Do pokoju weszła Julia i Rose.
-Gabiello, jest... Eee... Sprawa..--Rosemarie była trochę zaniepokojona
-Co się stało?
-Chodź tu.--Julia wraz z Rose siedziały na podłodzę i trzymały się za rękę. Usiadłam i utworzyłyśmy krąg.
Przeniosłyśmy się do jakiegoś domu. Kobieta, stojąca do nas tyłem coś gotowała. Miała długie blond włosy. Podszedł do niej mężczyzna i przykucnął przy brzuchu.
-Będę najszczęśliwszym ojcem na świecie.--rozpoznałam ten głos. Należał do Nathana. Wizja nas przybliżyła do pary. Julia miała wyraźnie zaokrąglony brzuch.
-Viktor chciałby, żeby nasz syn miał tak na imię.
-Wiem, ale boje się o wspomnienia. Obawiam się, że jak będę go wołać, to one wrócą, a ja będę czekać z nadzieją, że Vik za chwilę podejdzie i przybije mi piątkę.
-Kochanie...--Julia się zmartwiła, a nas jakaś siła zabrała do innego domu. Długie, ciemne włosy miała zaplecione w warkocz. Odwróciła się do nas, a letnia i zwiewna błękitna sukienka przykrywała jej brzuch. Ona też była w ciaży. To Rose. Postawiła kurczaka na stole.
-Obiad!--zawołała, a po schodach zbiegł Diego z małą dziewczynką za rękę. Usiadł na krześle a za nim był kalendarz. Widniał na nim 2023 rok. Wszystko się rozmazało i przenieśliśmy się na ulice Londynu. Bliźniaki- dziewczynka i chłopiec biegali po parku. Byłam przy nich z jakimś mężczyzną.
-Mamo! Mamo! Tatuś się z nami pobawi?
-Tak! Już idę!--krzyknął pełen entuzjazmu. Jakbym znała ten głos. Dawno go nie słyszałam, ale znam go. Jakiś wir nas zabrał i byłyśmy w pokoju.