niedziela, 5 lipca 2015

Uratowana?

"Dopóki mogę..."

Wpis VI

Szum przejeżdżającego pociągu przypomniał mi gdzie jestem. Trzeci dzień. Mija już trzeci dzień w niewoli Michaela, ojca Oskara, inaczej zwanego pod nazwą Waruna.
-Wsiadaj, Gabriello.--posłuchałam się i weszłam do pociągu.
-Gdzie jedziemy?--zapytałam.
-Do Jackson.
-Słucham?!--wykrzyknęłam zdezorientowana. Jackson leży w stanie Missisipi. Dworzec w jakimś hiszpańskim miasteczku jest około siedmiu tysięcy mil oddalony od miejsca, do którego zmierzamy.
-Ojciec kazał cię tam zabrać. Nawet nie protestuj.
-Yhym. Wiesz jak to daleko?! Czy ty zamierzasz tam jechać tym śmierdzącym pociągiem.
-Nie. Najpierw jedziemy do Sewilli. Spokojnie. To z 40 minut jazdy. Wsiadamy tam do prywatnego samolotu mojego ojca. Ale w Almerii musimy wylądować i przesiadamy się do łodzi. A później już samochodem, prosto do Jackson. Nie będzie aż tak źle.
-Jak dla kogo.--burknęłam i odwróciłam się w stronę okna. Schowałam głowę w dłoniach i pozwoliłam sobie przenieść się do Nieba.

-Gabriello, witaj.
-Vik!--ucieszona wpadłam w ramiona przyjaciela. 
-Nie wiem, czy nie powinnaś być taka szczęśliwa. 
-Oh... Viktorze... Zdaje sobie z tego sprawę i nie wiem, co mnie czeka. 
-Musisz wiedzieć, że Waruna przygotował dla ciebie niesamowite powitanie i uwierz, że będziesz zaskoczona. 
-Jestem tego świadoma. Vik, czy to on ci to zrobił?
-Tak. Nie chciałem współpracować już od paru lat i zastosował swój popisowy chwyt. Powiesił mnie i te kokosy po całej Akademii.. 
-Wiedziałeś od początku. Już wtedy... Już wtedy jak przybyłam do Akademii...
-Tak. Wiedziałem, ale wiedziałem także, że jak ci powiem, to od samego początku będziesz chciała działać.
-Ale może gdybyś mi to powiedział to i ty i Lisa byście żyli.
-Nie. Lis nie miałaby nawet takiej szansy. Była wtedy z Oskarem... Ona... Jest tą co Julia. 
-Czy Julia i ja też umrzemy?
-Nie! Nawet tak nie mów! Nie dopuszczę do tego! Postaram się skontaktować z Rosemarie lub Katheriną.
-Z moją matką?
-Tak. Jest od ciebie słabsza, ale możliwe, że teraz na tronie zyskała więcej siły. Tak przynajmniej mawiają. A Rose odkryła ostatnio tą zasraną moc! Nie powinna! Diego nie daje sobie z nią teraz rady... Powoli wariuje. 
-Rose też jest 'taka jak my' jest taka jak ja i Jules. Ma jakąś moc. Prawda?
-Tak... Może myślami kogoś do siebie sprowadzić w postaci telegramu i potrafi zatrzymywać czas, no i jeżeli się postara to porozmawiać z duchami...
-No to świetnie. Czekaj, bo zaczynam się gubić. Czyli Rose też ma moc, ale Lis też ją musi mieć.
-Lisa jest czarodziejką. Inaczej jak wolisz czarownicą. Rzucała czary, no ale... Sama wiesz jak to się skończyło. 
-A z tymi pożarami to...
-Pożary... Pffff... To tylko dlatego, że Waruna w pożarze stracił dawną ukochaną. I to ma być odwet. Ona zginęła w wieku piętnastu lat w miejscu, gdzie stoi teraz Akademia. Wyjdź tylnym wyjściem z sali balowej. Będzie tam taka tablicac upamiętniająca śmierć jej oraz sześciorga innych osób, a Waruna jako nieśmiertelnik przeżył. A teraz się mści, tak jakby. 
-Skąd ty to wiesz?
-Przez te parę miesięcy jak byłaś zajęta panem Tuckerem to się tego dowiedziałem. Nie odwiedzałaś mnie, więc miałem dużo wolnego czasu, Gabriello. 
-No może i byłam nim zajęta, ale jego tu nie ma.
-No nie ma. Najwyraźniej musiał być złym stróżem, że cię porwali.
-Nie był ani nie jest złym stróżem!--krzyknęłam i nie słuchając dalszych słów Viktora, znalazłam się znowu w pociągu.

Oskar patrzył się na mnie, tak jakbym była duchem.
-Czy ty..?
-Ah, tak. Już dawno pewnie tego nie widziałeś.
-Żebyś wiedziała. Miałaś białka!
-Hahahaha. Zaskakujące, a teraz może bądź cicho. Wiem o wszystkim. O tym, że Lis przez ciebie zginęła, też!--nie miał czasu mi odpowiedzieć, bo pociąg zatrzymał się z wielkim piskiem, a ja poleciałam do przodu. Na ostatnich resztkach sił zobaczyłam przez zbite okno, że pociąg jest okrążony czarne samochody ochroniarzy. W oddali rozpoznałam ulubione, srebrne Audi A8 mojego taty. Jedyna myśl, która przyszła mi do głowy była taka, że ja, Gabriella Sheride po trzecim dniu, mogę być uratowana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz