poniedziałek, 20 lipca 2015

Przyjaźń

"Dopóki mogę.."

Wpis IX

-Miałem cię chronić! Cholera, zjebałem!
-Calvin... Spokojnie...
-Wiesz jak się martwiłem?! I to wszystko moja wina!
-Nie mów tak. Żyję? Żyję. Więc nie rozumiem o co takie zamieszanie.--jechaliśmy w samochodzie razem z tatą. Słońce zachodziło, a przyciemniane szyby powodowały to, że było jeszcze ciemnej.
-Gabriello, może zadzwonisz do mamy?
-Chyba powinnam.--tata podał mi swojego iPhona, bo torbę z własnymi rzeczami zostawiłam w pociągu.
-Ella... Nie patrz tak, tylko dzwoń. Królowa umiera ze strachu o ciebie.--pogonił mnie Calvin.
-Wiem, ale...
-Ale?
-Chodzi o to, że boje się, bo ją zawiodłam. Miałam stawić się w pałacu... Tu chodzi o odpowiedzialność.--łza poleciała mi po policzku.
-Gabi, wiesz, że Katherinie nie zależy tak bardzo na królestwie, jak na tobie.
-Wiem, tato...--zwiesiłam głowę i wybrałam kontakt.

-Słucham, Andre?
-Mamo...
-Gabriella?!
-Tak. Proszę, nie krzycz na mnie..
-Kochanie... Za co mam na ciebie krzyczeć?
-Zawiodłam cię. Poddani mnie potrzebowali, a ja byłam tu...
-Gabi! Nawet tak nie mów! Twoje bezpieczeństwo jest ważniejsze!
-Mamo... Ja tak bardzo przepraszam.--nie byłam w stanie już rozmawiać, bo płakałam. Nie mogłam przyjąć do siebie tego, że ją zawiodłam. Nie byłam w stanie.
-Córeczko, przyjedziesz do pałacu to porozmawiamy. Odpocznij sobie. Kocham cię.
-Ja też cię kocham, mamusiu.--byłam zaskoczona swoimi słowami. Od tak dawna nie okazywałam jej uczuć aż do teraz.

Po godzinie byliśmy na lotnisku. Calvin pomógł mi wejść do samolotu i usiąść. Byłam roztrzęsiona. Nie mogłam złapać oddechu i równowagi. Wtedy też, przypomniałam sobie o Oskarze. Przeżył. Uratowałam go. Z tą myślą było mi lepiej.
-Gdzie jest Oskar?
-Ochroniarze się nim zajęli. Mieli go odwieźć do matki.
-Aha... Muszę im podziękować.
-Nie masz za co. To ich obowiązek wykonywać rozkazy.

Zasnęłam. Nie pamiętam co mi się śniło, ale jak się obudziłam byłam w swojej komnacie. Ściany były pomalowane na biało. Meble zostały przestawione, a łóżko wymienione. Sama nie poznałam tego pomieszczenia. Mary, moja pokojówka, zaproponowała śniadanie, ale odmówiłam. Chciałam tylko spotkać się z Julią. Pragnęłam tego tak bardzo, jak niczego innego w tej chwili.
-Mary, poślij po Julię.
-Już idę, panienko.--pokojówka zamknęła drzwi i wyszła. Po 20 minutach wróciła z Jules. Wstałam i ile sił w nogach przekroczyłam pokój wpadając jej w ramiona.
-Bałam się o ciebie!
-Gabriello, to ty byłaś w niebezpieczeństwie. Znałam swojego dziadka i wiedziałam, że mnie nie zrani tak bardzo jak ciebie.
-Julio, przykro mi.
-Nie ma być ci przykro. Masz się cieszyć. Wreszcie będę żyć w spokoju i bez zmartwień, o tym, kiedy on cię porwie. Wiedziałam, że było to nieuniknione. Nie mogłam ci o tym powiedzieć, przepraszam.--przyjaciółka zaczęła płakać. Wciąż stałyśmy wtulone w siebie i nie mogłyśmy się oderwać. Ten czas, w którym byłyśmy razem, a jednak osobno, uświadomił mi. Jak bardzo ją kocham i potrzebuje.
-Jules... Ciii...
-Gabriello, ja miałam wizje... Wiedziałam co się wydarzy.
-Przestań już. Chodź.--wskazałam ręką na stolik i krzesła. Pociągnęłam ją za sobą i usiadłyśmy.
-Mary!--krzyknęłam.
-Tak, panienko?
-Poprosze zieloną herbatę dla Julii i arabice z...
-Dwoma łyżeczkami cukru i dosłownie czterema kropelkami mleczka.--dokończył za mnie znajomy, męski i przyjemny głos, który wielokrotnie tuli mnie do snu.
-Calvin!--krzyknęłam.
-Cześć, kochanie.--podszedł i pocałował mnie w czoło.-Jak się czujesz?
-Dobrze.
-I tak też wyglądasz, ale chyba powinnaś się przebrać, królowa Katherina ma przyjść za...--spojrzał na zegarek.- piętnaście minut.
-Tak, tak. Już się szykuje. Muszę się wykąpać i ubrać i uczesać i... i...
-Spokojnie. Idź do łazienki. Jak coś to ją zatrzymamy.

Weszłam do łazienki i nalałam sobie wody. 'Nie potrzebuje pomocy Mary'-pomyślałam sobie. Jak najszybciej się wykąpałam i ubrałam w czarną, koktalajlową sukienkę. Zaplotłam włosy w warkocz i zrobiłam z niego kok. Usłyszałam głos mamy i wyszłam z łazienki.
-Gabriello!--delikatnie mnie przytuliła.
-Tęskniłam, mamo.
-Ja też.--pocałowała mnie w policzek, ale po chwili przybrała już poważną postawę i dostojny ton głosu.
-Kochanie, poddani zrozumieli naszą sytuację, a bal został przeniesiony, ale jutro masz być gotowa i nie dawaj po sobie znać, że coś jest nie tak.--nie była już ukochaną, znartwioną mamą, lecz idealną królową.
-Dobrze, mamo.
-Zostawiam was samych, słoneczka! Nacieszcie się sobą.
-Mamo... Słoneczka?
-Kochanie, nie czepiaj się o wszystko.--pocałowała mnie w polik. Podeszła do drzwi. Otworzyła je, a po ich drugiej stronie pojawili się już ochroniarze.-Zapomniałabym. Rosemarie przyjechała.
-Rose?--zapytała po cichu Julia wyraźnie speszona obecnością mojej mamy.
-Tak, Juleczko. Przyprowadzić ją?
-Mamo.. Wyjdź już. Jak ty się zachowujesz..?
-Gabriello, uważasz, że jestem ostrą królową, która nie może troszczyć się o przyjaciół i ukochanego własnej córki?--nie miałam już co jej odpowiedzieć. Ta rozmowa wydawała mi się bez sensowna.
-Czy Rose tu przyjdzie?
-Julio, zaraz po nią pośle. Do widzenia, kochani!
-Do widzenia, wasza wysokość!--rzekli do mamy i ukłonili się.

Siedziałyśmy we trzy na moim łóżku. Calvin poszedł z moim tatą polować, a my zostałyśmy w pałacu przygotować się do balu. Rose przyleciała do nas, tak szybko, jak tylko mogła. Teraz, gdy już się sobą nacieszyłyśmy wybieramy suknie.
-Ale róż do mnie nie pasuje!--krzyczała Rose.
-Pasuje i to jak. Masz cudowne, ciemne włosy i ślicznie w niej wyglądasz.--pocieszyłam ją. Wyglądała na prawdę ślicznie. Długa, różowa suknia sięgała jej do kostek.
-Wolałabym niebieską.
-Hej, nie możesz cały czas chodzić w niebieskim.
-Ale różowy?
-Rosemarie! Mam zadzwonić do Diega? Wiesz, że on ubóstwia jak zakładasz róż.
-No dobra...--przytaknęła.
-Ty też masz coś do powiedzenia?--zapytałam Julię.
-Hahaha, nie mam.--zaśmiała się Jules.-Księżniczko, założe tą błękitną suknię, zgodnie z rozkazem.
-I tak ma być.--odpiarłam z uśmiechem.
-A ty co założysz?
-Nie mam pojęcia. To ma być niespodzianka Mary. Powiedziała, że Cal będzie zachwycony.
-Wierzysz jej?
-Wierze, jeżeli mnie okłamie, to wydań rozkaz skrócenia ją o głowę.--podniosłam głos, tak, aby usłyszała mnie zza drzwi.
-Nie będzie panienka zawiedzona.--odkrzyknęła.
-Wiem, Mary, wiem.--odparłam i powróciłam do rozmowy z przyjaciółkami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz