"Dopóki mogę..."
Wpis IV
Nigdy nie rozmyślałam nad tym jak umrę. Nie lubiłam myśleć o przyszłości. Nie wiem czemu. Może zawsze się jej bałam i to był główny powód. Za to często w niej bywałam. Kochałam to, jak Julia zabierała mnie w przyszłość, ponieważ nie tylko marzyłam, ale i też widziałam moje dalsze życie. Nie dawało mi spokoju jednak to, czy jej obrazy są rzeczywiste. Nie miałam pewności. Nadal nie mam pewności.
-Nigdy nie masz pewności, czy to co robisz jest właściwe. Nigdy.--w ostatnich godzinach swojego życia wydusiła babcia.
-Wiem, babciu. I dlatego też nie chcę być księżniczką.
-Gabriellko, rozumiem twoje obawy, ale musisz zrozumieć, że to twój obowiązek.
-A jeśli coś zrobie źle?
-Zrozum, że nie zawsze wiesz, czy to co robisz jest dobre, ale zawsze masz nadzieję, że tak jest. Nie przejmuj się tym, tylko działaj.--powiedziała i dodała już trochę ciszej. -Ello, żyj. A ja dopóki będę mogła, to będę nad tobą czuwała.
Tego, że rady mojej babci były tymi najważniejszymi w moim życiu przekonałam się dopiero teraz. Pragnę jeszcze raz usłyszeć to, że mam nie ufać ludziom, bo w tym momencie jest mi to bardzo potrzebne.
-Żyje?
-Ta.
-Musimy zabrać ją do Michaela.
-On ją zabije...--powiedział jakby do siebie znajomy głos.
-Chyba o to chodzi, prawda?
-Ta.
-Masz tą lale od siebie z rodziny?
-Mam.
-A Gabrielli poraniłeś gardło?
-Nie! Zamdlała nim zdążyłem cokolwiek jej zrobić. Nie zadawaj mi więcej pytań. Kurwa! Mam już dość! Mam dość tego wszystkiego! Zamknij mordę! Nie pierdol już!--jego ton był agresywny i obawiałam się, że zaraz nie wytrzyma. Chciałam coś powiedzieć, ale szmata na moich ustach nie pozwalała mi wydobyć jakiegokolwiek odgłosu. Poczułam szturchanie po związanych nadgarstkach. Otworzyłam oczy. Byłam w bagażniku jakiegoś suv'a. Obok mnie leżała Julia. Próbowała coś powiedzieć, lecz także miała zatkane usta. Starała się podać mi rękę, ale leżałam na plecach. Rozumiejąc jej sygnał ostrożnie obróciłam się na brzuch i podałam jej dłoń.
-Gdzie ona do jasnej cholery jest!? Nie ma jej już trzeci dzień!--Calvin wydawał się poirytowany.
-Nie mam pojęcia, ale jutro ma się stawić na zamku!--odezwał się mój ojciec.
-Zostawić ją na pięć minut i tak to się kończy!--dodała matka.
-Miałem nigdy jej nie zostawić! Jestem do niczego!
-Calvin, nie masz prawa tak mówić, możliwe, że nie jest to twoja wina.
-Ale jednak nie daje mi to spokoju i muszę się oskarżać o to, że jej tu ze mną nie ma.
-Calvinek, kochanie, może i jesteś jej stróżem, ale nie zawsze uda ci się uchronić przed niebezpieczeństwem.
-Wiem. Ale powinienem!
-Odychaj. Wdech, wydech. Wdech, wydech.
-Przepraszam, za to, że pańska córka została porwana. Teraz mogę jej tylko szukać.
Julia zabrała mnie w przyszłość. Ciekawe, czy po tych trzech dniach będę jeszcze żyła. Może ich poszukiwania nie będą miały sensu, bo będę zakopana.
Nawet ci, których uważasz za braci, mogą cię zdradzić, porzucić i wystawić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz