Wpis VII
Po długim czsie udało mi namówić brata, aby jutro pojechał gdzieś ze mną i tatą. Zapadłam w sen, a od rana obudziło mnie pukanie do drzwi.
-Gabriello! Jesteś gotowa?--przez zamknięte drzwi rozpoznawałam głos Di.
-Kurwa! Diego! Wejdź!
-Ej! Ty jeszcze w piżamie?--otworzył drzwi i wydał pomruk niezadowolenia.
-Daj mi dzisięć minut.--wzięłam pod pachę ubrania i wyszłam z pokoju. Umyłam się, ubrałam i umalowałam. Wchodząc do pokoju zobaczyłam jak Diego siedzi na łóżku Rosemarie i łaskocze ją, a ona się śmieje.
-Marie! Przestań!--teraz role się odwróciły. To Diego został powalony na pościel, a Rose siedziała na nim i łaskotała go w goły tors. Julia jeszcze spała, ale słysząc chichoty otworzyła powieki i tylko pokręciła głową.
-Dajcie ludziom spać.--wyszeptała z pomrukiem.
-Dobra, Diego! Zapinaj tą koszulę! Przymknę oko na to, że jest pognieciona, ale tata raczej będzie miał jakieś podejrzenia.--podeszłam do brata, który stał już na nogach i zapinał koszulę. Wygładziłam ją ręką.
-Znacznie lepiej. Dziwnie się czuję, jak jesteś rozebrany i obmacujesz się z moją przyjaciółką.
-A jak ty zaliczasz moich kolegów jednego za drugim?
-Ty jesteś twardy i ciebie to nie wzrusza.--poklepałam go po plecach.- Idziemy.--rozkazałam, a brat nachylił się nad Rose i pocałował ją w czoło.
-Przyjdę później, Marie.--zarumieniła się.
-Wypad!--warknęła Julia.
-Pa, Jules.--rzuciłam na odchodnym, a Diego podał mi ramię do trzymania.
Srebrny mercedes czekał pod bramą. Przeszliśmy kawałek, a szofer otworzył mi drzwi.
-Hej, córeczko!--zawołał szczęśliwy tata.-Witaj, Diego.--dodał już trochę poważniej.
-Cześć, tato. Rozmawiałeś z Milesową?
-Tak, tak. Jesteście usprawiedliwieni.--usiadłam obok taty, a on zaczął zalewać mnie potokiem pytań.
-Jak u was?--Diego pokazał jedynie kciuka uniesionego do góry i powrócił do wyglądania przez przyciemniane okno.
-Jak zawsze.--odpowiedziałam.
-Nie wiem, jakim cudem przypomniałaś sobie o Wachterze.
-Kim?
-Calvinie. Zawsze tak na niego mówiłaś i myślałem, że to sobie przypomniałaś. Co o nim wiesz?--zadał kolejne pytanie.
-Praktycznie nic. Wiem tylko, że uczył mnie surfować i napisał do mnie list. Jest w Rosji.
-Muszę powiadomić w takim razie Ann. Im szybciej go znajdzie, tym szybciej będziesz bezpieczna. A to jest chyba najważniejsze, prawda?
-Może. Tato? A czy Wachter to nie Stróż?
-Tak. To po holendersku. Uczyłaś się kiedyś holenderskiego, pamiętasz?
-To akurat pamiętam.--zaśmiałam się.--Co o nim wiesz?
-Tuckerzy od wielu pokoleń są Stróżami i Magikami. Należą do *ZMiS. Wacher jest ich potomkiem, a kończąc 18 lat będzie mógł wybrać sobie osobę, którą będzie chronić. Zazwyczaj muszą wybierać wizjonerów, przyszłościowców, replayerów i wielu innych ludzi ze zdolnościami magicznymi. Cal musiał wyjechać, w celu chronienia cię. Jest jednym z silniejszych magów i stróżów, a ty jedną z ostatnich wizjonerek i jeszcze zanim się urodziliście było wiadome to, że będzie cię chronił.
-No super. Żebym jeszcze wiedziała cokolwiek o magii.
-Jak to nie wiesz? Spójrz na swojego brata. Jest najprawdziwszym okazem Mr. Night.
-Czego?
-Chyba chciałaś powiedzieć kogo.--wtrącił się Diego.
-To pan nocy. Tacy jak on w każdym momencie mogą zamienić dzień na noc, zsyłać ciemność i mrok, a najsilniejsi z nich nawet śmierć. Popatrz na zachowanie brata i powiedź mi, czemu ciągle nie ma humoru? Wiesz czemu? Bo mrok będący w nim go przytłacza i nie może nikomu pokazać kim jest uwalniając swoja moc, czyli np. zamieniając dzień na noc.--teraz zupełnie zgupiałam.
-Jasne. Wszystko rozumiem.--zadrwiłam sobie.
-Potrzeba ci więcej czasu, a będziesz wiedziała o co w tym chodzi.--podsumował tata i zakończyliśmy rozmowę.
Dotarliśmy do Londynu w południe. Lekka woń spalin roznosiła się w wietrze i rozwiewała włosy związane w kucyka. Przy tacie sukienkę mogę zamienić na koszulkę i jeansy, a płaszcz na czarną skóre. Gdy nie ma mamy, to po mieście mogę chodzić w tenisówkach, a nie w szpilkach i mam pozwolenie na bycie sobą. Przy tacie czuje się jak Gabriella, a nie jak Lady Gabriella Katherina Arabella Isabella Elizabeth Celine Mesteich - Sheride. Tyle imion! I po co to komu? Chyba tylko mojej mamie i babci one są potrzebne, aby za parę lat być ze mnie dumnym, gdy już osiągnę to co one.
-Idziemy na ciasto czekoladowe?
-Tak!--wykrzyknęłam.
-Pamiętasz ten park?--tata zadał pytanie, a mi przed oczami ukazała się wizja. Wizja przeszłości.
Blondynka i brunet jechali na rowerach. Byłam tam ja. Wszędzie bym poznała tą roześmianą dziewczynkę.
-Ello, nie chcę wracać do Amsterdamu. Nie chcę, abyś została sama.
-Wachter, nie będę sama. Przecież wiesz, że zawsze jest ze mną Diego i Tristan.
-Tristan.--warknął.-Tristan i te wasze kwatki. Jak ja nie lubię tego dupka!
-Przestań. Calvinie, proszę.
-Nie! On chcę mi cię zabrać!
-Wach... Spokojnie.
-Ello, szczerze, to do kogo wolałabyś należeć?
-Przesłyszałam się? Czy ty uważasz, że jestem rzeczą?! Nie należe do żadnego z was!
-Ella, nie o to mi chodziło. Choć raz mnie wysłuchaj. Musisz wybrać. Zdecyduj się on czy ja?
-Wybieram siebie.--rzucił rower i podszedł do mnie. Stanął na wprost mnie. Złapał za kierwonice, a jego spojrzenie raziło wściekłością i uznaniem.-Dobry wybór.--powiedział
Jego słowa 'on czy ja' chodziły mi po głowie jeszcze przez dobre godziny. Wreszcie coś sobie przypomniałam. Tata odwiózł nas do Akademii i odjechał.
-Źle. Rosja. Szpital. Powiedz. Ann.--Calvin? Ten głos musiał należeć do niego. Serce zaczęło mi bić szybciej, a coś podpowiedziało mi, że te słowa dużo go kosztowały i jest naprawdę źle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz