Trzymałam w ręce białą kopertę. Była zaadresowana na mnie. Przejechałam ostrym paznokciem po krawędzi i wyjęłam kartkę.
Droga Gabriello.
Jeśli dostałaś ten list, to znaczy, że już mnie nie spotkasz. Postanowiłem, że w ten sposób będzie nam łatwiej. Ojciec zawsze mi powtarza, że nie ma sensu przeciągać pożegnania. Stwierdziłem, że tym razem ból mógłby być naprawdę nieznośny i zdecydowałem się na prostszy sposób. Napisanie tego listu zajęło mi wiele czasu. Jeśli mają być to moje ostatnie słowa skierowane do Ciebie, to muszą być idealne.
Twoje życie jest takie cenne, Gabriello. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo. Wyjechałem, ponieważ tak będzie bezpiecznej. Pamiętasz jak opowiadałaś mi o swoich marzeniach na przyszłość? Wspominałaś o tym, że chcesz mieć trójkę uroczych dzieci. Tak myślę, że może przypomnisz sobie czasem o mnie i coś im opowiesz. Nie byłem tu długo, lecz ten czas spędzony z tobą pozwolił, abym się w tobie zakochał. Przepraszam, że tyle razy sprawiłem Ci przykrość. Gdybym mógł cofnąć czas, zrobiłbym to. Jednak nie mogę, a my w miarę możliwości musimy cieszyć się teraźniejszością. Marzę, aby po raz ostatni spojrzeć Ci głęboko w twoje piękne, ciemne oczy i powiedzieć jak Cię kocham. Niestety to już niemożliwe. Mój czas minął, a ty ułożyłaś sobie życie u boku Matt'a. Zresztą nie dziwie Ci się, często Cię wyzywałem i nie byłem Ciebie wart. A on? On daje Ci wszysto czego chcesz i nigdy nie zrobił Ci krzywdy. Zazdroszczę mu, lecz wiem, że jest Ciebie wart, a ja muszę odpuścić i iść dalej, tam gdzie będę. Wiem, że moje życie będzie teraz ciężkie, ale robię to dla Ciebie. Kiedyś powtarzałaś, że twoje życie to tylko sen, a gdy się obudzisz to wszystko zniknie. Teraz traktuj mnie podobnie. Byłem tylko snem. Czy koszmarem? Zdecyduj sama. Nie ma mnie tu, dlatego że mnie sobie przyśniłaś.
Pamiętaj, że winę ponoszę tylko i wyłącznie ja. Gabriello, uważaj na siebie i nie pozwól śmierci Cię zabrać. Raz to za dużo. Kocham Cię. Mniej czy bardziej zawsze będę Cię kochać. Mam nadzieję, że kiedyś Ci się przyśnię.
Żegnaj, ma belle.
Oskar.
PS. Uważaj na kokosy. Gabriello, na kokosy uważaj.
Płakałam ja i płakało moje serce. Ból był przesadnie wielki. W jednej chwili przypomniałam sobie jak się poznaliśmy, wspomnienia naszej historii krążyły mi po głowie. Zerwałam amulet, który zostawił mi na szyji odciśnięty łańsuszek. Przycisnęłam go do policzka i zaczęłam płakać jeszcze mocniej. Chwyciłam kopertę i włożyłam do niej list.
Gnałam do gabinetu Annabeth. Biegnąc taranowałam wszystkich i wszystko co stanęło mi na drodze. Jakieś rozkrzyczane dziesięciolatki stały na schodach. Na korytarzu było strasznie dużo ludzi. Każdy był zestresowany. W koncie stała jakaś para, dziewczyna wypłakiwała się chłopakowi w ramię. Trochę zwolniłam i potruchtałam w stronę grupki znajomych chłopaków. Lekko zachrypniętym głosem od płaczu zapytałam się o co chodzi.
-Kazali nam tu przyjść. Jakieś ogłoszenia.--odpowiedział Tom. Byłam lekko zdziwiona, bo ogłoszenia zawsze były na sali balowej lub hali, a nie na korytarzu.
-Coś tu nie gra.--wyszeptałam sama do siebie.-Wiecie gdzie jest Ann?
-Gabriella!--usłyszałam nawoływanie dyrektorki.
-Dzięki!--odkrzyknęłam do chłopaków i pobiegłam w stronę Annabeth.
-Ann...--wtuliłam się w jej ramiona, a ona pogłaskała mnie po plecach.
-Kochanie, wszystko będzie dobrze, będzie dobrze. Nie ma innej opcji.--nie byłam pewna czy chodzi jej o Oskara, czy może o to czemu tu jesteśmy. Jednak byłam pewna, że nie jest tak jak wcześniej. Wypłakiwałam się w jej brązowe włosy, a ona w moją koszulę.
-Beth, już pora.
-Tak, tak.--odsunęła się ode mnie na odległość ramienia, wyprostowała, otarła policzki z łez, a mężczyzna złapał ją za rękę.
-Mark, pomocy! Po raz pierwszy nie wiem co im powiedzieć, ani nawet sama nie wiem co mam o tym myśleć!
-Skarbie, jeżeli będziesz czegoś potrzebowała to służę pomocą.--chwycił jej smukłą twarz w obie, silne ręcę i skierował tak, aby się na niego patrzyła.-Dasz radę! Wierzę w ciebie.--lekko się uśmiechnęła i sierowała na koniec korytarza. Za oknami było ciemno. Jedynie lampy oświetlające budynki dawały trochę poświaty i rozjaśniały ponurą okolice. Księżyc świecił bardzo słabo, ponieważ przyćmiły go chmury. Nie wiem, która jest godzina, lecz zgaduję, że cisza nocna zaraz się zacznie.
-Przyznam się szczerze, że nie wiem jak mam wam to powiedzieć.--zamknęła oczy, a ja zacisnęłam mocno pięści, wbijając sobie wypiłowane paznokcie w skórę rąk.-Rzecz w tym, że muszę zrezygnować ze stanowiska dyrektorki. Jeszcze tej nocy odchodzę z Akademii. Postaram się, być z wami w kontakcie. Serdecznie wam za wszystko dziękuję i do widzenia.
-Chyba sobie żartujesz?!--wykrzyknął jakiś wysoki, kobiecy głos.
-To jest...--wyszeptał chłopiec w wieku mniej więcej dwunastu lat.
-O co chodzi?--oburzył się jakiś student barytonem.
-Nie możesz!--zapłakana dziewczynka podbiegła do Ann i ją przytuliła.
-Annabeth! Proszę...--odezwała się Rosemarie.
-Nie!--ten głos płynął z mojej tętniącej życiem piersi.-Najpierw Oskar, teraz ty?! Myślisz, że możesz od tak nas zostawić?
-Gabriello, uspokój się!--podszedł do mnie Diego i przyciągnął mnie do siebie.
-Odejdź.--warknęłam.-Jeżeli tobie jest ciężko to pomyśl jak nam musi być trudno! Co ty sobie myślisz? Oszalałaś?! Ann... Zostań... Proszę...
-Nie mogę, ale wrócę. Obiecuję.--nabrała powietrza i rzekła.-Wracajcie do swoich pokoji. Moje stanowisko tymczasem obejmie wicedyrektorka pani Miles.--uczniowie jeszcze przez chwilę się na nią patrzyli jakby chcieli zapamiętać każdy szczegół jej twarzy. Małą bliznę na czole, zgrabny nos, wielkie, niebieskie oczy, różowe usta, z których zawsze płynął ten fantasyczny głos i jej całą wyidealizowaną osobę.
-Gabriella, przepraszam. Muszę wyjechać. Muszę go odnaleźć.
-Ann rozumiem, że musisz, ale mogłaś uprzedzić mnie wcześniej. Kogo szukasz?
-Colina Tuckera.
-Annabeth możesz powiedzieć o nim coś więcej?
-Idź do mojego gabinetu. Wszystko leży na biurku.
-Oh... Ann! Dziękuje.
-Myślę, że pora, abyś sobie przypomniała.--wręczyła mi klucz, pocałowała w policzek i szybko przytuliła.-Gabriello, do widzenia.
-Do widzenia.--odpowiedziałam. Mark chwycił ją za rękę i odeszli. Nasłuchiwałam jak jej obcasy uderzają o marmur. Jeszcze przez chwilę patrzyłam jak znikają w głębi korytarza. Z trudem zeszłam po schodach i otworzyłam ganinet Ann. Zapaliłam światło i podeszłam do biurka. Różowe pudełeczko przewiązane błękitną wstążką leżało przy papierach. Obróciłam je w palcach i rozwiązałam wstążkę. Delikatnie zdjęłam pokrywkę, a następnie folijkę, która zakrywała flakonik z perfumami. Spryskałam nadgarstek zapachem drzewa sandałowego, a z dna pudełeczka wyjęłam dwa ziarenka kawy. Przyglądając się uważniej zauważyłam karteczkę przyczepioną do dna pudełka. Odkleiłam ją i rozprostowałam.
Zaciągnęłam się zapachem i sięgnęłam po dokumenty.
Colin Tucker - widniało na wierzchu teczki. Ręcę zaczęły mi się trząść. Nie byłam pewna, czy chcę wiedzieć co jest w środku.
Otworzyć czy wyrzucić? - zadałam sobie pytanie.
Jednak ciekawość zwyciężyła. Pierwsza kartka była zapełniona danymi osobowymi. Metryczka była dość szczegółowa.
Colin Tucker
Urodzony : 09.11.1997 roku w Londynie / Szpital St.Marii
Matka : Camilie Tucker
Ojciec : Edward Tucker
Rodzeństwo : Thomas Tucker, Suzanne Tucker
Miejsce zamieszkania : Berlin, Niemcy
Miejsce zameldowania : Mediolan, Włochy
Wsześniejsza edukacja : Akademia Greenworld w Amsterdamie.
Numer kontaktowy :
•Matka - +39 006 567 839
•Ojciec - +49 92 899 457 32
Odłożyłam kartkę i zabrałam się do czytania następnej. Historia chłopaka była idealnie opisana. Każdy szczegół od 6 roku życia został wpisany do akt. Podczas przeglądania papierów, wszystko wysypało się i zleciało pod biurko. Na odwrocie zdjęcia widniał podpis.
Przewróciłam zdjęcie na właściwą stronę. Tacy szczęśliwi - pomyślałam sobie. Piętnastolatek promiennie się uśmiechał. Mój pogodny wyraz twarzy świadczył o tym, że byłam szczęśliwa. Odłożyłam zdjęcie i zaczęłam zbierać dokumenty. Mała czarna koperta wyglądała ze spodu stosu kartek. To co w niej zobaczyłam i wyczytałam nie dało mi spokoju przez najbliższe minuty.
-Gabriella!--usłyszałam nawoływanie dyrektorki.
-Dzięki!--odkrzyknęłam do chłopaków i pobiegłam w stronę Annabeth.
-Ann...--wtuliłam się w jej ramiona, a ona pogłaskała mnie po plecach.
-Kochanie, wszystko będzie dobrze, będzie dobrze. Nie ma innej opcji.--nie byłam pewna czy chodzi jej o Oskara, czy może o to czemu tu jesteśmy. Jednak byłam pewna, że nie jest tak jak wcześniej. Wypłakiwałam się w jej brązowe włosy, a ona w moją koszulę.
-Beth, już pora.
-Tak, tak.--odsunęła się ode mnie na odległość ramienia, wyprostowała, otarła policzki z łez, a mężczyzna złapał ją za rękę.
-Mark, pomocy! Po raz pierwszy nie wiem co im powiedzieć, ani nawet sama nie wiem co mam o tym myśleć!
-Skarbie, jeżeli będziesz czegoś potrzebowała to służę pomocą.--chwycił jej smukłą twarz w obie, silne ręcę i skierował tak, aby się na niego patrzyła.-Dasz radę! Wierzę w ciebie.--lekko się uśmiechnęła i sierowała na koniec korytarza. Za oknami było ciemno. Jedynie lampy oświetlające budynki dawały trochę poświaty i rozjaśniały ponurą okolice. Księżyc świecił bardzo słabo, ponieważ przyćmiły go chmury. Nie wiem, która jest godzina, lecz zgaduję, że cisza nocna zaraz się zacznie.
-Przyznam się szczerze, że nie wiem jak mam wam to powiedzieć.--zamknęła oczy, a ja zacisnęłam mocno pięści, wbijając sobie wypiłowane paznokcie w skórę rąk.-Rzecz w tym, że muszę zrezygnować ze stanowiska dyrektorki. Jeszcze tej nocy odchodzę z Akademii. Postaram się, być z wami w kontakcie. Serdecznie wam za wszystko dziękuję i do widzenia.
-Chyba sobie żartujesz?!--wykrzyknął jakiś wysoki, kobiecy głos.
-To jest...--wyszeptał chłopiec w wieku mniej więcej dwunastu lat.
-O co chodzi?--oburzył się jakiś student barytonem.
-Nie możesz!--zapłakana dziewczynka podbiegła do Ann i ją przytuliła.
-Annabeth! Proszę...--odezwała się Rosemarie.
-Nie!--ten głos płynął z mojej tętniącej życiem piersi.-Najpierw Oskar, teraz ty?! Myślisz, że możesz od tak nas zostawić?
-Gabriello, uspokój się!--podszedł do mnie Diego i przyciągnął mnie do siebie.
-Odejdź.--warknęłam.-Jeżeli tobie jest ciężko to pomyśl jak nam musi być trudno! Co ty sobie myślisz? Oszalałaś?! Ann... Zostań... Proszę...
-Nie mogę, ale wrócę. Obiecuję.--nabrała powietrza i rzekła.-Wracajcie do swoich pokoji. Moje stanowisko tymczasem obejmie wicedyrektorka pani Miles.--uczniowie jeszcze przez chwilę się na nią patrzyli jakby chcieli zapamiętać każdy szczegół jej twarzy. Małą bliznę na czole, zgrabny nos, wielkie, niebieskie oczy, różowe usta, z których zawsze płynął ten fantasyczny głos i jej całą wyidealizowaną osobę.
-Gabriella, przepraszam. Muszę wyjechać. Muszę go odnaleźć.
-Ann rozumiem, że musisz, ale mogłaś uprzedzić mnie wcześniej. Kogo szukasz?
-Colina Tuckera.
-Annabeth możesz powiedzieć o nim coś więcej?
-Idź do mojego gabinetu. Wszystko leży na biurku.
-Oh... Ann! Dziękuje.
-Myślę, że pora, abyś sobie przypomniała.--wręczyła mi klucz, pocałowała w policzek i szybko przytuliła.-Gabriello, do widzenia.
-Do widzenia.--odpowiedziałam. Mark chwycił ją za rękę i odeszli. Nasłuchiwałam jak jej obcasy uderzają o marmur. Jeszcze przez chwilę patrzyłam jak znikają w głębi korytarza. Z trudem zeszłam po schodach i otworzyłam ganinet Ann. Zapaliłam światło i podeszłam do biurka. Różowe pudełeczko przewiązane błękitną wstążką leżało przy papierach. Obróciłam je w palcach i rozwiązałam wstążkę. Delikatnie zdjęłam pokrywkę, a następnie folijkę, która zakrywała flakonik z perfumami. Spryskałam nadgarstek zapachem drzewa sandałowego, a z dna pudełeczka wyjęłam dwa ziarenka kawy. Przyglądając się uważniej zauważyłam karteczkę przyczepioną do dna pudełka. Odkleiłam ją i rozprostowałam.
"Te dwa ziarna jak my się kochają,
A perfumy uroku im dodają.
Kochanej Gabrielli - Oskar.
PS. To kim jesteś nigdy nie będzie miało większego znaczenia na to jaka jesteś."
Zaciągnęłam się zapachem i sięgnęłam po dokumenty.
Colin Tucker - widniało na wierzchu teczki. Ręcę zaczęły mi się trząść. Nie byłam pewna, czy chcę wiedzieć co jest w środku.
Otworzyć czy wyrzucić? - zadałam sobie pytanie.
Jednak ciekawość zwyciężyła. Pierwsza kartka była zapełniona danymi osobowymi. Metryczka była dość szczegółowa.
Colin Tucker
Urodzony : 09.11.1997 roku w Londynie / Szpital St.Marii
Matka : Camilie Tucker
Ojciec : Edward Tucker
Rodzeństwo : Thomas Tucker, Suzanne Tucker
Miejsce zamieszkania : Berlin, Niemcy
Miejsce zameldowania : Mediolan, Włochy
Wsześniejsza edukacja : Akademia Greenworld w Amsterdamie.
Numer kontaktowy :
•Matka - +39 006 567 839
•Ojciec - +49 92 899 457 32
Odłożyłam kartkę i zabrałam się do czytania następnej. Historia chłopaka była idealnie opisana. Każdy szczegół od 6 roku życia został wpisany do akt. Podczas przeglądania papierów, wszystko wysypało się i zleciało pod biurko. Na odwrocie zdjęcia widniał podpis.
"Gabriella Sheride i Colin Tucker, 2012 rok."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz