-Witaj Aniołku.--słyszę na wejściu do krainy snów. Przechodzę przez bramę, która prowadzi do sennego ogrodu. Towarzysze Viktora są dziś wyraźni. Rozpoznaję 2 dziewczyny, może w moim wieku, może starsze. Znam je z gazety, którą oglądaliśmy kiedyś w szóstkę, jeszcze przed śmiercią Vik'a. Znaleźliśmy tą gazetę gdzieś w starych pudłach na strychu szkoły. Zapiski mówiły o pożarze w 1985 roku. Zginęły wtedy te dwie nastolatki. Pytałam się rodziców czy coś wiedzą o tym wydarzeniu, uczyli się wtedy w tej szkolę i powinni wiedzieć o co w tym wszystkich chodzi. Rodzice Julki, ani reszty znajomych też nic o tym nie wiedzą. Albo raczej nie chcą nam powiedzieć odpowiadając "Nie ważne.", "Nie wolno o tym mówić.", "Dowiesz się w swoim czasie" lub zwykłe zakłamane "Nie wiem". W gazecie redaktor umieścił notkę:
"Dwie nastolatki z Akademii Erianii nie żyją. Uczennice zginęły w pożarze, który miał miejsce na rozpoczęcie roku szkolnego 1985/1986. Przyczyny pożaru nie wyjaśnione. Składamy kondolencje rodziną zmarłych."
Będę zaprzątać sobie tym głowę później. Teraz nie pora na to. Za Viktorem stała dziewczyna z chłopakiem. Tych też znam. Pożar 2000. Coś w tym jest. W szereg przed Vikiem wchodzi dwóch studentów. Pożar 1970. Przed nich wchodzi jeden chłopiec z podstawówki i dwie dziewczyny. Ich też znam. Pożar 1955. Brakuje jeszcze pary zakochanych z czasów wojny. Pożar w 1940 zabił nie tylko ich, ale też 6 innych osób. Nadchodzą i ustawiają się w rządku. Teraz już zupełnie nie widzę Viktora. W 1925 pożar zabił 5 osób. Trzy dziewczynki z przedszkola i dwie opiekunki. Był to pierwszy pożar od zakończenia I wojny światowej. Dochodzę do roku 1910, wyskakuje przed szereg młoda kobieta w białej długiej sukni ślubnej. A obok niej przystojny mężczyzna. Rozpoznaję w niej ówczesną nauczycielkę w Akademii. Zginęła bardzo młodo. Miała wesele na naszej szkolnej sali balowej, wybuchł pożar i tylko tej świeżo poślubionej pary nie udało się wyciągnąć żywo z płomieni. Jestem już przy chłopakach około 13 lat. To rok 1895. Ten pożar podobno był niesamowicie okropny i pochłonął aż 30 osób. Dochodzi do chłopców pozostałe 28 osób i zakrywają poprzednie rzędy w całości. Akademia została założona w roku 1850. Do tego roku zdąży dojść w szereg jeszcze 15 osób, różnych płci i w różnym wieku. Każda dziewczyna w pięknej sukni i w gorsecie prezentuje się zabójczo. Ile dałabym za te piękne wiktoriańskie suknie. Nie da się zliczyć ile ludzi zabrały płomienie. Wiem jednak, że Viktor pokazał mi coś bardzo ważnego. Pożar wybucha w naszej Akademii co 15 lat. Nadal nie wiem co stało się wtedy w lesie, wiem tylko to, że to nie był przypadek. Ktoś próbował mnie odciągnąć od tego rozpoczęcia roku szkolnego. Wtedy dziewczyna z pierwszego rzędu z roku 1850, który był nie tylko rokiem założenia, ale też rokiem pierwszego pożaru powiedziała.-Teraz była kolej na ciebie, Gabriello. Uważaj na siebie, Aniołku. Proszę Cię uważaj, kochanie. Pozdrów prababcie i powiedz, że nigdy nie zapomnę jej matki, nigdy nie zapomnę. Jestem Diana. Ta Diana, która przyjaźniła się z jej mamą. Powiedz, że u nas, w niebie ona jest bezpieczna. Przekaż jeszcze, że na nią czekamy. Już pora, żeby przyszła do nas za krótkich parę lat. A teraz znikaj i ratuj te dzieci, na które czeka taki los jak nas. Tylko ty jesteś w stanie rozwiązać tą tajemnice! Znikaj Aniele. Już!
-Żegnaj, Aniołku. Zbuntowany Aniołku.--Viktor zdążył dodać zanim ostatecznie zniknęłam ze świata snów.
Jestem na swoim łóżku szpitalnym. Obok siedzi Matt. Wystraszony wpatruje się w moją postać. Co znowu takiego zrobiłam? Otworzył usta żeby wyjawić co się stało.
-Rzucałaś się po łóżku i krzyczałaś. Znowu koszmary?
-Tak. Bo widzisz...--streściłam mu całą historię z pożarami, a on, aż dziwne powiedział, że mi wierzy. Obiecał jak najszybcjej sprowadzić tu moich znajomych i brata. Właśnie tak zrobił, a oni już po chwili znali całą opowieść, wierzyli moim słową i zgodni byli z tym, że pora coś z tym zrobić. Po raz pierwszy wreszcie wstałam z łóżka szpitalnego. Piżamę zamieniłam na jasne jeansy i czarną podkoszulke z nadrukiem. Ulubione trampki były już na moich stopach. Zdążyłam nawet pomalować paznokcie na czarno i zrobić minimalny makijaż. Włosy związałam w warkocz i spuściłam przez ramię. Ciemne oczy podkreśliłam czarną kreską i byłam gotowa do wyjścia do szkoły, gdzie trwały jeszcze prace remontowe. Na twarzach uczniów, a to malowało się współczucie, a to rozbawienie. Jeszcze tego brakowało. W ułamku sekundy odwracam się, a za mną stoi Alexa i Keri. ALEXANDRA! Jedna z kobiet w moim śnie wyglądała jak ona. Identycznie.
-No cześć.--powiedziałam próbując ukryć ironię.
-Och, witaj, Gabriello.
-Alexo... Alexo... No chodź już!--Keri wyjątkowo się gdzieś spieszyło.
-Cicho bądź! Rozmawiam, nie widzisz?--ostry, dyktatorski ton uciszył Keri.
-Nadal się puszczasz? Hę..?
-Nie tyle co ty.--może i mój następny gest był wredny, ale co tam. Wykorzystałam go? Możliwe. Mniejsza z tym. Sięgnęłam ręką po akurat zmierzającego w naszą stronę Matt'a. Alexandra zaczęła się na jego widok ślinić. A ja wiedząc, że uwielbia go, chwyciłam, przyciągnęłam do siebie i pocałowałam. Miny Alexy i Keri wyrażały to czego nie warto opisywać.
-Kochanie, idziemy zobaczyć suknie?
-Tak!--wykrzyknęłam pełna entuzjazmu, trochę dla popisu, co od samego początku naszego przedstawienia on odkrył. Dotarliśmy do pokoju. Ale tu dawno nie byłam! Na szafie była powieszona moja sukienka. Najpierw zerwałam z niej karteczkę.
"Córeczko, baw się dobrze i uważaj na siebie."
Tyle? Serio tyle mieli mi do powiedzenia? Żenujące. Trudno, ale jak to mówią 'jak dają to bierz'. Odwinęłam suknie z różnych zabezpieczeń i dochodząc do ostatniej folii zobaczyłam jaka ona śliczna. Rozpakowując do końca mogłam się rozkoszować dotykiem jedwabiu. Bordowa suknia do kostek nie była usztywniona, lecz luźno spływała po moim ciele. Idealna. 'Dziękuje'--powiedziało coś w głębi mnie. Sukienka jest delikatnej faktury, ale kolor nadaje akresywności.
-Tak cudnie w niej wyglądasz!--Matt włączył muzykę i poprosił mnie do tańca. Świetnie prowadził, a w jego ramionach czułam się bezpieczna jak nigdy. Nagle straciłam kontakt ze światem i zemdlałam.
Trzymał mnie na rękach. W tej sukni wyglądałam jak bordowy anioł. Zbuntowany anioł. Moje upadłe ciało było tak zwiodczałe, że Matt z trudem zachowywał nade mną kontrolę, abym nie wypadła z jego ramion. Noga chyba już wróciła do sprawności, bo biegł. Wyszedł z Akademika i wszedł do przychodni. Wszyscy lekarze już byli skupieni nad tą niewinną z pozoru dziewczyną, którą nawiedzają duchy, a tą dziewczyną jestem Ja, Gabriella Scheride.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz