Wpis V
Obudziłam się i poszłam na śniadanie. Ze względu na dzisiejszy trening miałam na sobie spodnie dresowe i bluzę. Tej nocy ani Vik, ani Oskar nie pojawili się w moim umyśle. I dobrze. Wleciałam jeszcze po schodach zabrać torbę. Na hale wchodził Oskar. Przepuścił mnie w drzwiach, lecz się nie odezwał. Te jego humorki. Trener czekał na mnie przed szatnią.
-Znowu spóźniona?--wydyszałam ostatkiem sił.
-Poniekąd. Idź się przebrać.
Weszłam do szatni. Zmieniłam buty, założyłam czarną bluzkę sportową i kurtkę. Chwyciłam z pokoju trenerów kluczyk od 3 i poszłam po dyski.
Na dworze było przyjemnie. Upału nie odczuwałam. Po raz pierwszy złapało trochę zimna w południe. Słońce świeciło ostatkiem letniej energii. Było przyjemnie. Podkreślam było. Na stadion wkroczył rozzłoszczony Oskar. Stałam pod słońce i widziałam tylko obrysy jego figury. Zbliżał się do mnie. Kaptur granatowej bluzy miał założony na głowę. Krótkie spodenki powiewały na wietrze.
-Kto ma klucz od magazynu?--wnerwiony głos przeszedł mnie całą.
-Gabriella.--odparł trener.
Dumnym krokiem kierował się w moją stronę. Wyciągnął swoją potężną dłoń. Podałam mu klucz od 3. Musnął mnie delikatnie palcami, chyba był to wypadek, sądząc po jego wściekłej minie. Na odchodnym, gdy znów widoczny był tylko obrys umięśnonej figury, dodał komentarz.
-Kluczyk się odwiesza!--tego było już za dużo, czułam narastający gniew. Raz obdarowywuje mnie pocałunkami, innym razem nie do opisania jest jego złość. Mam tego czasami już dość.
Jak można być takim uroczym chamem?
Jak mogę uwielbiać takiego chłopaka?
Jak go zmienić?
Jak?!
Ja pytam się Jak?!
Choć dzień dobrze się zapowiadał, to taki nie był. Po powrocie z treningu pod głównym budynkiem napotkałam Oskara. Miał podbite oko, a krew z nosa lała się litrami. Starałam się przejść obojętnie, nie chciałam żeby mnie zauważył.
-On ma złamany nos i wygląda gorzej.
-Aha.
-Gabi, poczekaj!
-Czego jeszcze chcesz?--zapomniałam, że naszyjnik wystawał spod bluzy. Spojrzał się na niego, lecz za chwile spojrzał się w trawę.
-Idź już, to nic ważnego.
Oczekiwał, że zostanę i go wysłucham, ale ja oparłam się pokusie zostania z nim i wtulenia się w ciepłe ciało, pachnące drzewem sandałowym i kawą.
Przygotowania na sali balowej już trwały. Ogrom pracowników poruszał się po sali. Zdobili ją i ustawiali krzesła. W wejściu do jadalni stał chłopak. Miał okulary przeciwsłoneczne i dużą ilość opatrunków. Uchylił okulary. Było blisko, a jęknęłabym z zachwytu i przerażenia jednocześnie. Rozpoznałam te oczy. Zmarszczył czoło i sporzał się cudownym wzrokiem. Znam go. Tak, znam tego obitego chłopaka.
-Cześć.--zaczął niepewnie swoją wypowiedź.
-Cześć?
-Pozdrów tego swojego chłopaczka.
-O co Ci chodzi?
-Nie widać?--pokazał na swoją twarz. Wtedy skojarzyłam fakty. To z nim musiał się pobić Oskar.
-Boże..!--mój krzyk chyba był dość przeraźliwy, ponieważ wiele osób uniosło głowy znad talerza i zwróciło się na nas.
-Uważaj, bo twoja ładna buźka też może tak skończyć.
-Czemu on Ci to zrobił?
W tym czasie z jadalni wyszedł jakiś chłopak. Jeśli się nie myle to i on i ten pobity chodzą do klasy z Nathanem i Diego.
-Bo chciał Cię odbić? Trudne do zrozumienia?
-Ale...
-Ale co? On jest szalony. Dziewczyno, daj sobie z nim spokój.--mówił tak, jakby uważał Oskara za psychopatę. Czasem też uważam, że nim jest. Chłopaki zauważyli w oddali Oskara i szybko się pożegnali. Czy się go boją? Możliwe. Po tym jak go obił, to jest oczywiste. Zabrałam obiad od bufetu i usiadłam przy stoliku.
-Wiesz, że gadałaś z jednym z lepszych towarów w Akademii?--dotarł do mnie głos Rose.
-Nawet nie wiem kim on jest.
-Nie wiesz?!--Julia była zdziwiona.
-To Sean.
-Sean to ten drugi, nie słuchaj jej się.--oburzyła się Julia.-To jest Matthias. Boski, prawda?
-Dopóki twój chłopak się na niego nie rzuci.
-Masz chłopaka?!--Rose i Julia zmierzyły mnie zadziwionym spojrzeniem.
Ups. Wpadłam. Sama sobie zaszkodziłam.
-Ta...
-Niech zgadnę. Oskar, prawda?--Jula nie była zadowolona, że kręciłam z jej wujem, a teraz kiedy się dowiedziała, że ze sobą chodzimy, trudno naśladować jej krzyk.
-Tak.--wolałam wybiec z jadalni, niż słuchać jak przyjaciółka się na mnie drze. Uciekłam nad jezioro. Niestety nie byłam tam sama. Blaskiem coraz chłodniejszego słońca rozkoszował się Diego. Zobaczył moje zapłakane oczy i podniósł się na równe nogi. Otoczyło mnie braterskie ciepło, gdy mnie mocno objął. Wtedy się cieszyłam, że go spotkałam. Wiedziałam, że ma do zaproponowania 2 opcje. Pierwsza jest taka, że będziemy ryczeć dalej robiąc z siebie pokrzywdzonych przez los, a druga, bardziej kusząca, że załatwimy to po męsku.
-My i ring?
Nic nie musiałam odpowiadać, jedyne co zrobił, to chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy na hale. Podał mi bluzkę i spodenki, które zostawiłam na gorsze chwilę. Poczekał aż się przebiore i zaprowadził mnie do pomieszczenia na treningi bokserskie. Przez ten czas przyzwyczaił się, że czasem potrzebuje odprężenia.
Mój kochany braciszek. Opiekował się mną odkąd pamiętam. Zawsze zapracowani rodzice nie mieli na nas czasu. I co z tego, że niańki traktowały mnie jak królewnę, co z tego, że chodziłam w najlepszych i najdroższych sukienkach, co z tego, że miałam wszystko, w sytuacji, gdy w wieku 7 lat zostałam oddana pod opiekę Akademii, bo rodzice nie mieli czasu na mnie i mojego brata. Użalanie przerwał mi Diego.
-Słyszałem, że Matt się o Ciebie pobił, skarbie.
-Skarbie...
-Zapomniałem, przepraszam.--skulił głowę, po czym dodał.-To jak, kogo wybierasz?--zawaliłam mu w prawy policzek. Za to 'skarbie' powinien oberwać podwójnie. Czemu? Ojciec tak do mnie mówi. Podczas, gdy sporadycznie zadzwoni, albo przyjedzie raz na 4 miesiące. Otrząsnął się po moim ciosie, a ja nie dałam się zaskoczyć jego uderzeniem i zasłoniłam się.
-A kogo mam do wyboru?
-Oskara i Matthias'a. Porzystanął, zdjął rękawice, rzucił je na ring, po czym zszedł z niego i usiadł pod ścianą. Zrobiłam to samo i oparłam się o ramię Diego.
-Nie znam Matt'a. A Oskar... To nadal Oskar. Nie zmienię go. Raz pogada się z nim normalnie, ale zazwyczaj szaleje.
-Wiem... Zapoznaj się z Matthiasem. Naprawdę, chłopak jest spoko. Może i charakter ma równie złośliwy jak ty, jednak pewne jest to, że stara się o Ciebie. A tak wogóle, to będzie mieszkał z nami w pokoju, bo powiększają nam pokój i wiesz.
-Czekaj, czekaj. Czy ty powiedziałeś 'z nami'?! Oszalałeś?! Oni się pozabijają. Nie widziałeś chyba jak dziś wyglądali!
-Spokojnie. Już...--brat zakręcił mojego kucyka wokoło palca i tym mnie lekko uspokoił.
-Diego... Co się dzieje pomiędzy tobą, a Rose?
-Gabriella, widzisz, chyba do siebie wrócimy, ale nie jestem pewien.
-Ona Cię bardzo kocha.
-Muszę już iść.--brat tym akcentem zakończył rozmowę. Ja zostałam jeszcze z 5 minut i też udałam się do wyjścia.
-Gdzie byłaś?!
-Oskar, o co Ci chodzi?! Mogę być tam gdzie zechcę! Nie rządź moim życiem, proszę.
-Z nim byłaś, prawda?
-Z kim?
-Z Matthiasem!--wykrzykną, a ja zerwałam się do biegu. Uciekałam jak najdalej przed siebie. Wbiegłam do lasu. Przez tyle lat nigdy tu nie byłam. Miejsce jest zupełnie obce.
Nie!
Proszę, nie!
Viktor!
Odejdź!
Błagam!
Znalazłam się w pułapce. Viktor do mnie podchodził. Miał złowieszczy uśmiech, a jego wzrok mnie przeszył do szpiku kości. Był posmarowany mlekiem kokosowym. Woń owoców mnie oszołomiła. Koniec.
-Gabriella, Gabriella!--poczułam uderzenie w policzek. Jakiś uroczy głos wabił mnie do otworzenia oczu. Z całych sił starałam się coś wypowiedzieć. Męski głos dawał mi nadzieję. Lekkie muśnięcie po ustach zmusiło mnie do otworzenia oczu. Zobaczyłam Matt'a pochylającego się nad moim słabym ciałem. Znowu mnie pocałował. Tym razem ze szczęścia, że się otrząsnęłam. Patrzył na mnie i się lekko uśmiechał. Zmarszczył czoło, jakby nie mógł wyczytać czegoś brzydko napisanego. Odwrócił wzrok od mojej osoby i spojrzał spode łba na kogoś kto stał za mną.
-Viktor, odejdź.
-Nie mogę. Muszę się o nią zatroszczyć.
-Nie zrobisz tego poprzez nawiedzanie dziewczyny.--opryskliwy ton wskazywał na zmiesznie w jego głowie. Jeszcze mocniej chwycił mnie za rękę.
-Pomogę jej. Pomogę...
-Możesz sobie to obiecywać, ale Ciebie już nie ma, Viktor, ty umarłeś!--smutna wypowiedź Matt'a sprawiła, że Vik był kompletnie oszołomiony i rozmywając się gdzieś w innym wymiarze odparł.
-Kocham Cię...--normalne, lecz gdy dopowiedział.-..i zawsze Cię kochałem.--Zrozumiałam, że to on był tym co ratował mnie z każdej opresji, to on był tym, który brał wine na siebie i wreszcie to on był tym, który prawdziwie mnie kochał, bez względu na to jaka jestem, bez względu na moje podejście do chłopaków, on mnie kochał.
Matthias chwycił mnie w ramiona i kierował się drogą, którą tu przybiegłam. Czułam niepokojący smak i odór krwi. Miałam ją w ustach. Matt chyba też, bo co chwile przystawał i wypluwał tą metaliczną czerwień. Widziałam za zakrętem plac zabaw dla dzieci z Akademii, boisko do tenisa i polankę z ławkami, na której odpoczywamy każdego lata. Dopiero co poznałam Matt'a, a już czułam się w jego objęciach bezpieczna, zwolnił kroku, wiedząc, że jesteśmy blisko zabudowań. Drzwi do lekarza stały otworem. Zaczął wręcz biec. Lekko kulał, coś musiałi mu się stać. Ale nie dawał za wygraną. Choć ból ogarniał mojego wybawiciela ten biegł. Podskakiwałam na jego ramionach, lecz on nie zwracał na to uwagi. W mgnieniu oka pojawił się tłum lekarzy i pielęgniarek. Przekrzykiwali się nawzajem.
-Trzeba jej podać kroplówkę!
-Przetoczcie krew!
-Dużo jej straciła!
-Krwotok jest bardzo silny! Zatamujcie krwawienie!
-Pośpieszcie się!
-Szybko! Schodzi nam!
Wypowiadali polecenia tak szybko, że wszystkich nie zapamiętałam. Czułam obecność Matt'a. Ktoś powiedziedział, że trzeba się nim zająć, bo jest poraniony, a jego noga nie wygląda dobrze. Zmartwiłam się, ale już nic nie czułam. Morfina pulsowała mi w żyłach. Dostałam coś co sprawiło, że usypiałam. Wyszeptane "Kocham Cię" i te jego jadeitowe oczy sprawiły, że zapominając o rzeczywistości rozpłynęłam się czując narkotyk we krwi. Nie tylko ten narkotyk, ale też i ten nieprzyjętej miłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz