-Gabriella Sheride!--dyrektorka wzywała mnie na scenę, siedziałam na sali balowej. Rozpoczęcie roku szkolnego nastało pod koniec września. Jeszcze trochę, a czułabym się jak studentka. Wstałam i ruszyłam w stronę Ann. Dyrektorka ma może 26 lat. Młoda, ale doświadczona. Wręcz śliczna. Długie, poste i brązowe włosy spływają jej fasadą po plecach. Nie wystaje z nich choćby jeden włosek. Niebieskie oczy kontrastują z błękitną sukienką do kostek. Gołe ramiona dla przyzwoitości zasłania niebieską narzutą. Podchodzę do niej. Wyglądamy jak ogień i woda. Ja - w tej bordowej sukience jak ogień, jestem uczesana w dobieranego zaplatającego się na koronę, reszta blond włosów swobodnie powiewa przy otwartym oknie. Ona - brunetka w prostych włosach, bez wymyślnych koków i innych stoi pełna dumy i z lekkim uśmieszkiem, oznajmiającym, że cieszy się z mojej obecności. Po zemdleniu nie było pewne czy tu będę. Jednak udało się i mogę odebrać nagrody. Są one za... Sama nie wiem. Nic nie zrobiłam, a nagrody i podziękowania dostałam... Schodzę ze sceny, Matt podaje mi swoją idealnie gładką dłoń. Ściskam ją i stąpam po parkiecie sali z większą pewnością i odwagą. Nie boję się. Nie boję się tego, czego będą o nas mówić. Nie boję się śmierci. Nie boję się Viktora. Nie boję się siebie. Zbuntowanego Anioła. Uzależnionego od leków. Przywróconego na ten świat, dzięki, dzięki... Dzięki temu, że nie pozwoliłam, aby moje serce ostatecznie powiedziało 'stop!'. Nie pozwoliłam, bo się nie bałam. I teraz też się nie boje. Mam już to za sobą, nie mam czego się bać. Jestem silna. Jestem Zbuntowanym Aniołem.
Część oficjalna się zakończyła. Ostatnio mało czasu spędzałam z Nathanem, Julią, Rose, Diego i... i... i Oskarem. Tego dnia postanowiłam im to wszystko wynagrodzić. Może oprócz tego ostatniego. Oskara. Od samego rana była krzątanina w naszym pokoju. We trzy biegałyśmy i robiłyśmy wszystko na własną rękę. Wreszcie zaproponowałam, żebyśmy przygotowały się razem. Julia nas uczesała. Rose pomalowała, a ja zapewniłam im opowieści i siebie. Założyłyśmy sukienki i szpilki. Tak pięknie wyglądałyśmy. Rose postanowiła pójść z moim bratem, w przypadku Julii nie byłam zdziwiona, ponieważ zaprosił ją Nathan. A ja idę z Matt'em. Chłopak przed wejściem na uroczystość zwrócił się do mnie.
-Chyba zapomniałaś coś zabrać ze szpitala.
-Faktycznie, zapomniałam.--odpowiedziałam, a on założył mi amulet na szyję.
Stoję na środku sali balowej. Krzesła zostały uprzątnięte, orkiestra gra, a ludzie tańczą. Sunę po parkiecie w objęciach Matthias'a. W głównych drzwiach pojawia się Oskar z jakąś dziewczyną. Po chwili rozpoznałam ją. To Lisa. Wisiała na nim jak... Jak... Ja jakiś czas temu. Na chwilę wyszli na świeże powietrze z tej zatłoczonej sali. Przybiegli z wrzaskiem. Pożaru miało już nie być, a jednak. Drzwi wejściowe zostały zablokowane przez płomienie. Wszyscy krzyczeli i biegali. Stanęłam i zamyśliłam się. Chwyciłam talizman do ręki i w nadziei, że ktoś mnie usłyszy wypowiadałam w myślach to, co przyszło mi do głowy. Modlitwa mieszała mi się z proźbami do Viktora. Nie wiedziałam co zrobić. Pod moje nogi przyturlał się kokos. To znak. On czuwa. Pojawia się duch. Duch dziewczynki może 6-letniej. Była tam wtedy w mojej wizii lub śnie. Jak to kto odbiera. Mniejsza z tym.
-Zbuntowany Aniele, tylko ty możesz ich uratować! Tylko ty możesz temu zapobiec. Miało być dziś normalnie. Nic się nie miało zdarzyć. Jesteś naznaczona. Wejrzyj w głąb siebie. Ty już wiesz co robić, musisz tylko w siebie uwierzyć! Dasz radę, jesteśmy z tobą.
Znalazłam wyjście ewakuacyjne. Tak, to było banalne rozwiązanie. I nie poskutkowało. Tam ogień też już dotarł. Zerwałam z szyji amulet. Chwyciłam za łańcuszek, a on zaświecił. Prowadził mnie w stronę piwnic. Zeszliśmy tam całą grupą. Odziwo Ann i inne nauczycielki mi zaufały i pozwoliły na prowadzenie. Amulet ciągnął mnie do siebie. Stanęłam pod ścianą. Ogień wdarł się właśnie do piwnicy. Lawendowy jadeit przestał świecić. A ja nie wiedziałam co mam zrobić. Czy dam radę ich z tąd wyciągnąć?! Nagle talizman rozbłysnął światłem. Ukazały się wielkie drzwi. Każdy zaczął się przez nie przepychać, aż wszyscy wyszli na zewnątrz. Starsi uczniowie zostali zliczeni. Prawie wszystko się zgadzało. Tylko, że... Nie ma... Lisy!
-Gabriella! Gdzie biegniesz?!
-Nie pora na rozmowę, Matt. Chodź!
Biegliśmy ile sił w nogach. Biegliśmy tam gdzie coś mi mówiło, że ona będzie. I tak jak myślałam ona tam była. W tym miejscu, w którym mnie znalazł Matt. Była powieszona w lesie na jednym z drzew. Powoli zsuwałam się na kolana, zanosząc płaczem. Gryzłam wargi, aby pozbyć się cierpienia. Piękna Lisa, blondynka z niebieskimi oczami. Malutka, chudziutka i niewinna. Czemu ją to spotkało? Jeszcze przed chwilą wisiała na szyji Oskara, a teraz sama jest zawieszona za szyję. A pod jej stopami, z których spadły szpilki, leżą kokosy. Sznur jest mocno zaciśnięty na szyji dziewczyny. Przedziera on martwe ciało. Krew leci powoli i spływa na jej cudowną, białą suknie. Cały dekold ma we krwi. Matt klęka przy mnie i kładzie moją głowę na swoim udzie. Głaszcze mnie po włosach. Jestem cała zapłakana, a w ustach czuję krew. Mam poranione wargi. Strumień łeż spływa jak wodospad po mojej twarzy. Czuję się taka pusta i bezradna. Nie wiem co mam zrobić. Ostry sznur coraz bardziej rozcina Lisie szyje. Wstaję i zdejmuję szur z drzewa. Układam ją pod nim i wpatruję się w zamkniętę powieki. Zawsze były pełne radosnych, niebieskich oczu. Nie znałam jej za dobrze, tylko z widzenia, ale w tym momencie czuję z nią więź.
Przenoszę się gdzieś i tym razem to nie sen. Są tam oni, wszyscy martwi z naszej Akademii. Teraz w tej pięknej suknii dołącza do nich Lisa. Jest zupełnie czysta. Pozbyta krwi i śliczna.
-Nie mart się, Gabriello. W tobie nadzieja. Dałaś rade, a ja tu będę szczęśliwa. Nie martw się. Dziękuje za wszystko Zbuntowany Aniele.
-Dziękujemy!--odezwał się jednocześnie cały tłum jej towarzyszy, a wśród nich był Viktor.
-Chciałam tego. Teraz mogę z nim być. Zrozum to. Dla ciebie był jak brat, a dla mnie jak najważniejsza osoba na świecie.
-Teraz będziemy razem. Wreszcie.--odezwał się Vik, a ja wróciłam do rzeczywistości.
Nie mogę w to uwierzyć... Nie... To nie jest prawda... Nie może nią być...
Płaczę w rękaw marynarki Matt'a chyba wieczność. W tym czasie zabrali już Lisę. Dyrektorka wyciągnęła mnie z lasu i wraz z Matthias'em usiłuje zapędzić do szkoły. Wreszcie im się udaje. Siedzę u Ann w gabinecie. Zlecieli się psycholodzy, którzy mnie chcą uspokoić. Nie udaję im się. Na ramionach Ann opiera się przystojny mężczyzna. Dyrektorka jest bardzo zmartwiona zaistniałą sytuacją, a on dodaje co chwile tylko to, że da sobie radę i mocno się do niej przytula od tyłu. Matt siedzi obok i stara się mi to wszystko wytłumaczyć. Chyba sam nie rozumie, ale niech mu będzie. Odprowadza mnie do pokoju. Dziewczyny już śpią. Obiecuje poczekać aż zasnę. Tak robi. Gdy ma zamiar już odejść słyszy moje przerażające krzyki. Ponownie przysiada się na łóżku. Zamierza się na chwilę zdrzemnąć.
Budzę się rano na jego piersi. Otula mnie ciepło i wiem, że jestem przy nim bezpieczna i szczęśliwa, jeśli po nocnych wydarzeniach można tak powiedzieć. Otwiera oczy i przyciąga mnie do siebie jeszcze mocniej. Patrzymy w kierunku okna, jak na dworze liście powoli spadają z drzew. Są w rozmaitych kolorach i kształtach. Od zieleni do czerwieni. Dziedziniec Akademii wygląda zachwycająco. Jest taki kolorowy, nasze życie w tym momencie raczej szare i ponure.
-Bo widzisz, Gabi. Pory roku odzwierciedlają nasze życie. Słuchaj. Wiosna. Wszystko ożywa. Jest coraz ładniej i cieplej. Cieszymy się i kochamy mocniej. Jesteśmy szczęśliwsi i chce nam się żyć. Lato. Upały i burze. Gorąca miłość i kłótnie. To już drugi etap związku i miłości. Raz promienie słońca rozświetlają nasze twarze, raz burzowe chmury przykrywają słońce i spowijają nas w ciemności. Przychodzi znów upał w naszym związku i czekamy z utęsknieniem na letni deszczyk, który zmyje w nas różne nastroje. Jesień. Jest coraz gorzej. Z początku jeszcze wracamy do lata. Nadal się kochamy i szanujemy. Babie lato już znika, liście są coraz brzydsze. Zwierzęta szykują się do snu, a wraz z nimi przysypia w nas chęć do życia. Rozpadamy się na tysiące kawałków. Zima. Ooo... Gdy ona przychodzi wszystko się psuje. Serca od zimna są z lodu, który łatwo skruszyć jednym ciosem. Biały śnieg dodaje nam choć trochę nadziei. Wiemy, że gdy już nie będzie po nim śladu wszystko wróci do normy, a nasze życie będzie toczyło się dalej. Tak jak zegar. Tik-tak. Tik-tak. Rozumiesz?--mówił to z taką troską. Tylko przytaknęłam głową. Uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.-Wszystko będzie dobrze, jesteś silnie zbudowana! Pokaż im z czego powstałaś!
-Chyba zapomniałaś coś zabrać ze szpitala.
-Faktycznie, zapomniałam.--odpowiedziałam, a on założył mi amulet na szyję.
Stoję na środku sali balowej. Krzesła zostały uprzątnięte, orkiestra gra, a ludzie tańczą. Sunę po parkiecie w objęciach Matthias'a. W głównych drzwiach pojawia się Oskar z jakąś dziewczyną. Po chwili rozpoznałam ją. To Lisa. Wisiała na nim jak... Jak... Ja jakiś czas temu. Na chwilę wyszli na świeże powietrze z tej zatłoczonej sali. Przybiegli z wrzaskiem. Pożaru miało już nie być, a jednak. Drzwi wejściowe zostały zablokowane przez płomienie. Wszyscy krzyczeli i biegali. Stanęłam i zamyśliłam się. Chwyciłam talizman do ręki i w nadziei, że ktoś mnie usłyszy wypowiadałam w myślach to, co przyszło mi do głowy. Modlitwa mieszała mi się z proźbami do Viktora. Nie wiedziałam co zrobić. Pod moje nogi przyturlał się kokos. To znak. On czuwa. Pojawia się duch. Duch dziewczynki może 6-letniej. Była tam wtedy w mojej wizii lub śnie. Jak to kto odbiera. Mniejsza z tym.
-Zbuntowany Aniele, tylko ty możesz ich uratować! Tylko ty możesz temu zapobiec. Miało być dziś normalnie. Nic się nie miało zdarzyć. Jesteś naznaczona. Wejrzyj w głąb siebie. Ty już wiesz co robić, musisz tylko w siebie uwierzyć! Dasz radę, jesteśmy z tobą.
Znalazłam wyjście ewakuacyjne. Tak, to było banalne rozwiązanie. I nie poskutkowało. Tam ogień też już dotarł. Zerwałam z szyji amulet. Chwyciłam za łańcuszek, a on zaświecił. Prowadził mnie w stronę piwnic. Zeszliśmy tam całą grupą. Odziwo Ann i inne nauczycielki mi zaufały i pozwoliły na prowadzenie. Amulet ciągnął mnie do siebie. Stanęłam pod ścianą. Ogień wdarł się właśnie do piwnicy. Lawendowy jadeit przestał świecić. A ja nie wiedziałam co mam zrobić. Czy dam radę ich z tąd wyciągnąć?! Nagle talizman rozbłysnął światłem. Ukazały się wielkie drzwi. Każdy zaczął się przez nie przepychać, aż wszyscy wyszli na zewnątrz. Starsi uczniowie zostali zliczeni. Prawie wszystko się zgadzało. Tylko, że... Nie ma... Lisy!
-Gabriella! Gdzie biegniesz?!
-Nie pora na rozmowę, Matt. Chodź!
Biegliśmy ile sił w nogach. Biegliśmy tam gdzie coś mi mówiło, że ona będzie. I tak jak myślałam ona tam była. W tym miejscu, w którym mnie znalazł Matt. Była powieszona w lesie na jednym z drzew. Powoli zsuwałam się na kolana, zanosząc płaczem. Gryzłam wargi, aby pozbyć się cierpienia. Piękna Lisa, blondynka z niebieskimi oczami. Malutka, chudziutka i niewinna. Czemu ją to spotkało? Jeszcze przed chwilą wisiała na szyji Oskara, a teraz sama jest zawieszona za szyję. A pod jej stopami, z których spadły szpilki, leżą kokosy. Sznur jest mocno zaciśnięty na szyji dziewczyny. Przedziera on martwe ciało. Krew leci powoli i spływa na jej cudowną, białą suknie. Cały dekold ma we krwi. Matt klęka przy mnie i kładzie moją głowę na swoim udzie. Głaszcze mnie po włosach. Jestem cała zapłakana, a w ustach czuję krew. Mam poranione wargi. Strumień łeż spływa jak wodospad po mojej twarzy. Czuję się taka pusta i bezradna. Nie wiem co mam zrobić. Ostry sznur coraz bardziej rozcina Lisie szyje. Wstaję i zdejmuję szur z drzewa. Układam ją pod nim i wpatruję się w zamkniętę powieki. Zawsze były pełne radosnych, niebieskich oczu. Nie znałam jej za dobrze, tylko z widzenia, ale w tym momencie czuję z nią więź.
Przenoszę się gdzieś i tym razem to nie sen. Są tam oni, wszyscy martwi z naszej Akademii. Teraz w tej pięknej suknii dołącza do nich Lisa. Jest zupełnie czysta. Pozbyta krwi i śliczna.
-Nie mart się, Gabriello. W tobie nadzieja. Dałaś rade, a ja tu będę szczęśliwa. Nie martw się. Dziękuje za wszystko Zbuntowany Aniele.
-Dziękujemy!--odezwał się jednocześnie cały tłum jej towarzyszy, a wśród nich był Viktor.
-Chciałam tego. Teraz mogę z nim być. Zrozum to. Dla ciebie był jak brat, a dla mnie jak najważniejsza osoba na świecie.
-Teraz będziemy razem. Wreszcie.--odezwał się Vik, a ja wróciłam do rzeczywistości.
Nie mogę w to uwierzyć... Nie... To nie jest prawda... Nie może nią być...
Płaczę w rękaw marynarki Matt'a chyba wieczność. W tym czasie zabrali już Lisę. Dyrektorka wyciągnęła mnie z lasu i wraz z Matthias'em usiłuje zapędzić do szkoły. Wreszcie im się udaje. Siedzę u Ann w gabinecie. Zlecieli się psycholodzy, którzy mnie chcą uspokoić. Nie udaję im się. Na ramionach Ann opiera się przystojny mężczyzna. Dyrektorka jest bardzo zmartwiona zaistniałą sytuacją, a on dodaje co chwile tylko to, że da sobie radę i mocno się do niej przytula od tyłu. Matt siedzi obok i stara się mi to wszystko wytłumaczyć. Chyba sam nie rozumie, ale niech mu będzie. Odprowadza mnie do pokoju. Dziewczyny już śpią. Obiecuje poczekać aż zasnę. Tak robi. Gdy ma zamiar już odejść słyszy moje przerażające krzyki. Ponownie przysiada się na łóżku. Zamierza się na chwilę zdrzemnąć.
Budzę się rano na jego piersi. Otula mnie ciepło i wiem, że jestem przy nim bezpieczna i szczęśliwa, jeśli po nocnych wydarzeniach można tak powiedzieć. Otwiera oczy i przyciąga mnie do siebie jeszcze mocniej. Patrzymy w kierunku okna, jak na dworze liście powoli spadają z drzew. Są w rozmaitych kolorach i kształtach. Od zieleni do czerwieni. Dziedziniec Akademii wygląda zachwycająco. Jest taki kolorowy, nasze życie w tym momencie raczej szare i ponure.
-Bo widzisz, Gabi. Pory roku odzwierciedlają nasze życie. Słuchaj. Wiosna. Wszystko ożywa. Jest coraz ładniej i cieplej. Cieszymy się i kochamy mocniej. Jesteśmy szczęśliwsi i chce nam się żyć. Lato. Upały i burze. Gorąca miłość i kłótnie. To już drugi etap związku i miłości. Raz promienie słońca rozświetlają nasze twarze, raz burzowe chmury przykrywają słońce i spowijają nas w ciemności. Przychodzi znów upał w naszym związku i czekamy z utęsknieniem na letni deszczyk, który zmyje w nas różne nastroje. Jesień. Jest coraz gorzej. Z początku jeszcze wracamy do lata. Nadal się kochamy i szanujemy. Babie lato już znika, liście są coraz brzydsze. Zwierzęta szykują się do snu, a wraz z nimi przysypia w nas chęć do życia. Rozpadamy się na tysiące kawałków. Zima. Ooo... Gdy ona przychodzi wszystko się psuje. Serca od zimna są z lodu, który łatwo skruszyć jednym ciosem. Biały śnieg dodaje nam choć trochę nadziei. Wiemy, że gdy już nie będzie po nim śladu wszystko wróci do normy, a nasze życie będzie toczyło się dalej. Tak jak zegar. Tik-tak. Tik-tak. Rozumiesz?--mówił to z taką troską. Tylko przytaknęłam głową. Uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.-Wszystko będzie dobrze, jesteś silnie zbudowana! Pokaż im z czego powstałaś!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz