czwartek, 12 marca 2015

Bezpieczeństwo

Wpis VI 

Gdy tylko otworzyłam oczy byłam w nieskazitelnie białym pomieszczeniu. Nie wiedziałam ile dni przespałam, ani czy wogóle żyje. Ze wszystkich stron dochodziły głosy. Stał nade mną Viktor. Nagle coś zaczęło pikać. Mocne wstrząsy na nowo usiłowały pobudzić prace serca. Ludzie biegali jak opętani. Patrzyłam na to wszytko z góry ramię w ramię z Viktorem.
-Witaj wśród nas.--jego głos przeszywał mnie całą. Musiałam się obudzić, nie mogę patrzeć z góry jak umieram. To wszytko jest takie straszne. Lekarze biegają i wykrzykują. Boją się o mnie i chcą ratować. Za szybą stoi jakiś chłopak. Ma pół twarzy owiniętej bandażem, ale w oku rozpoznaje niebieską błyskawice na czarnej tęczówce. Przechodzą mnie ciarki na widok tych pięknych oczu, które bezsilnie ronią łzy. Z całych sił zaczęłam krzyczeć.
-Nie płacz! Matt! Nie płacz!--bezskutecznie. Nikt mnie nie słyszał. Kroplówka wpływała do moich żył, a wstrząsy budziły moje serce do życia. W pewnym momencie klatka piersiowa nabiera powietrza i unosi się do góry po raz pierwszy od paru minut. Udało się. Nagle odpływam do swojego ciała i już nie jestem obok Viktora i jego towarzyszy. Jestem sobą i po chwili wypowiadam tylko.
-Matthias.--trochę mało wyraźnie, ale on rozumie. Pyta się lekarzy czy może podejść, a gdy oni mu pozwalają chwyta mnie za rękę, a chłopakowi łzy lecą strumieniami. Mocny uścisk daje mi wiele do myślenia. Jestem bezpieczna bez względu na to czy zdrowa, czy nie teraz, dzięki niemu jestem bezpieczna.
-Wiesz, że uroczystości zostały przełożone na połowę września?
-Czemu?
-Wybuchł pożar w sali balowej i ty.
-O nie! A było tam tak pięknie.
-Ej! Nie mart się! Będziesz mogła założyć na rozpoczęcie roku jak już wyzdrowiejesz tą śliczną sukienkę od rodziców.--mówił powoli i zrozumiale, otaczało mnie jego ciepło. Ale jaką znowu sukienkę od rodziców?! Najwyraźniej nikt mi nie wytłumaczy. Postanowiłam położyć się spać, ale jeszcze przed tym podziękować Matthiasowi, za to co zrobił.
-Matt, dziękuje, gdyby nie ty to mnie, mnie... Mnie już by tu nie było.
-Nie ma za co.--pogłaskał mnie po głowie. Dręczyło mnie jeszcze jedno.
-Ile spałam?
-Dosłownie 3 dni.--już byłam spokojna, mogłam zasnąć. Obróciłam się na bok i przytuliłam do ręki Matt'a. Łupanie w boku przeszkadzało mi w odpoczynku, lecz poza tym wszystko było w jak najlepszym porządku i mogłam zasnąć, bezpieczna o siebie i o Matt'a, chłopaka, który jest obok mnie, który był cały ten czas obok mnie. Chciałam wypowiedzieć jeszcze 'Dziękuje', ale już byłam w sennej dolinie, gdzie czekał na mnie Viktor i wypowiadał te nurtujące słowa 'Kocham Cię', których miałam już zdecydowanie dość.

Nazajutrz obudziłam się w blasku promieni słonecznych przebijających się przez okna. Rose i Julia siedziały przy mnie, a gdy otworzyłam oczy ich zachwyt równy był z moim szczęściem, że są tu obok. Zaczęły zasypywać mnie pytaniami, oraz opowieściami jaki to był bohaterski czyn Matt'a, którego uważają za boga. Dowiedziałam się, że sala balowa lekko ucierpiała, wspomniały o tym, że każdy się o mnie martwi i też o Oskarze. O cierpiącym Oskarze, obwiniającym siebie, za to co się stało. Za szybą pojawił się Oskar. Patrzył się na mnie ze strasznym smutkiem w oczach. Zapatrzyłam się w niego i przestałam słuchać przyjaciółek, które paplały o tym jaką mam fantastyczną sukienkę od rodziców.
-Przepraszam, czy można.
-T-t-a-k.--zawachałam się nad odpowiedzią i skinęłam głową do dziewczyn, nakazując im wyjście.
-Mam coś twojego.--poluzował pięść, a z niej zwisał mój amulet. Prawie o nim zapomniałam. Musiałam go zgubić jak uciekałam w głąb lasu.
-Zguba się odnalazła.--powiedziałam, a Oskar delikatnie się zaśmiał i wręczył mi naszyjnik do ręki, którą jeszcze tej nocy trzymał Matt. Nie pozwoliłam na dotyk Oskara i powrót tych miłych chwil w jego objęciach.
-Jak się czujesz?
-Dobrze.
-A słyszałaś i tym co się wydarzyło?
-I to nie raz.--odpowiedziałam, a nasza rozmowa schodziła do chwili zerwania.-Matt... Przepraszam, ale musimy...
-Jaki Matt!? Przypomnij sobie z kim rozmawiasz idiotko!
-Sory, Oskar, ty i ja.. To już się skończyło i musimy zerwać.
-Odkąd pojawił się ten twój Matthias to wiedziałem, że tak będzie! Wiedziałem, kurwa, wiedziałem..--na chwilę przerwał, a potem dodał.-Lecz się, suko! Zobaczymy czy będzie ci tak dobrze z tym boskim Matt'em! Jesteś taka naiwna.
-Jestem naiwna, bo uwierzyłam w szarmanckiego francuza, który okazał się zwykłym gburem gotowym na wszystko!--czułam pulsujący ból w głowie. Maszyny wydawały głośne dzwięki. Dwaj mężczyźni w czarnych garniturach przybiegli i siłą wyciągneli Oskara. Pielęgniarki przybywały do mnie i utrzymywały wśród żywych. Matt pofatygował się o kulach do mojego łóżka i patrzył pełen smutku jak lekarka oznajmia, że jestem w ciężkim stanie, ale dam radę. Mijały godziny, a on nadal siedział przy mnie i troszczył się o moje bezpieczeństwo.

Bezpieczeństwo? Co to właściwie jest? Chyba jest to pewność, że nasze zdrowie, życie, uczucia i inne ważne dla nas rzeczy są pod ochroną. A czym jest pewność? Zaczynam wątpić w stwierdzenie zwane 'pewnością'. Możemy być pewni, że ten kogo kochamy czuje to samo. Pewni jesteśmy też wtedy kiedy umiemy na sprawdzian z matematyki. Ani bezpieczeństwo, ani pewność nie jest prawdziwa. To tylko złudzenie. Tylko myśl pocieszająca nas, że tak jest. A potem okazuje się, że chłopak nas rzucił, a z matmy dostaliśmy jedynkę. I jak to wytłumaczyć?

Z sekundy na sekundę pogrążam się we śnie. Odpływam do krajny szczęścia, ale też i koszmarów. Nie wiem co mnie czeka tym razem czy to będą miłe chwilę, pełne miłości, szczęścia i radości czy okropne momenty grozy, bólu i zniszczenia. Tego nie wiem, ale wiem tylko to, że Matt trzyma moją dłoń i opada na poduszkę. Jest zmęczony czuwaniem, lecz nie chce odejść. Jestem już po drugiej stronie i wita mnie Viktor.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz