środa, 5 sierpnia 2015

Nie jestem taka zła

"Dopóki mogę..."

Wpis XI

-Hej, Gabie, wstawaj...--usłyszałam czyjś głos.
-Oh...--wyszeptałam i wyciągnęłam spod czegoś przygniecioną rękę. Zbliżyłam ją do oczu i je przetarłam.
-Zasnęłaś, skarbie.--powiedział delikatny, żeński głos.-Daj mi go.--dodała Elena i dopiero wtedy zorientowałam się, że trzymam w ramionach wtulonego Maxa.
-Już ci go oddaje.--uśmiechnęłam się zbudzona i delikatnie podałam siostrze zaspanego malca.-Widzisz, jest poranek, a ja już śpię.--zaśmiałam się.-Czy tak wygląda właśnie życie królewny? Jeżeli tak, to nie mam nic przeciwko temu.
-Księżniczko, myślę, że oprócz spania królewny muszą jeszcze chodzić na bale.--uśmiech zagościł na jej śniadej twarzy w kształcie serca.
-O boże! Prawie bym zapomniała.--gwałtownie się podniosłam.-El, dziękuje ci.--odwzajemniłam uśmiech i delikatnie uścisnęłam brunetkę uważając jednocześnie na wpół przytomnego chłopca na jej rękach.
-Leć się przebrać, kochanie. Jest już jedenasta.
-Co?!--wykrzyknęłam i po chwili słumiłam głos ręką zaciskającą się na ustach.
-Etykiety królewskiej to ty jeszcze nie opanowałaś, skarbie. Nie 'co' tylko 'słucham'.--radośnie mnie upomniała.
-Oj... Wiem.., ale bal jest za pięć godzin!--powiedziałam głośnym szeptem.
-Dlatego, też uważam, że musisz się pośpieszyć, zresztą to tak jak my wszyscy, widzimy się na balu.--rzekła i dygnęła. Usłyszałam zamykające się drzwi i sama postanowiłam wyjść. Gwardziści otworzyli przede mną wrota, a gdy tylko przeszłam przez próg, Mary była tuż obok.
-Księżniczko, zastanawiałam się, co cię tam tak długo zatrzymało.
-Mary, zasnęłam. A teraz musimy się pospieszyć. Czy ja mam suknie?!--przypomniałam sobie, że suknia miałabyć moją niespodzianką.
-Panienko, suknia czeka.--powiedziała służąca.
-Więc chce ją jak najszybciej zobaczyć.--odparłam i przyśpieszyłam kroku tupiąc o podłogę wysokimi szpilkami.

-Pokaże ci ją jak się wykąpiesz.--zarządziła Mary.
-Czy to jakiś sabotaż? Każesz mi się wreszcie umyć?
-Tak, księżniczka nie może smierdzieć.--uśmiechnęła się Mary, ale po chwili jakby zrozumiała, że to nie na miejscu, jednak nie skarciłam jej, a zawtórowałam głośnym śmiechem. Takim, od których boli brzuch, a policzki robią się mokre i czerwone. Po raz kolejny tego dnia się wykąpałam i wyszłam z łazienki. W mojej komnacie stało z dziesięć kobiet. Każda z nich dygnęła, a rudowłosa stojąca z przodu podeszła do mnie.
-Księżniczko Gabriello, czy możemy panience pomóc w przygotowaniach? Królowa Katherina kazała nam przyjść, ale słyszałyśmy, że trzeba się księżniczki pytać o dodatkową zgodę.
-Od kogo słyszałyście takie bzdury?!--wykrzyknęłam.
-Przepraszam, przepraszam...--wyszeptała ruda i powoli się ode mnie odsuwała.
-Nie, poczekaj.--powiedziałam już trochę delikatniej.-Jak ci na imię?
-Annabella.--wyrzuciła to imię z obrzydzeniem. Zrozumiałam, że muszę się inaczej do niej zwrócić. Stwierdziłam, że Annie będzie dobrze. Gdy tylko wypowiedziałam to zdrobnienie szeroko się uśmiechnęła.
-Annie, proszę cię. Powiedz, co o mnie mówili?
-Że... Księżniczka jest porywcza, uparta, niemiła i jakaś taka jakby obca.
-No tak... Ciągle to samo. Jesteście tu nowe?
Przytaknęła.
-Annie, dziewczyny, proszę nie wieżcie w to co o mnie mówią. Ostatnio przeżywałam ciężkie chwile. Ponad połowa personelu przez całe życie nie miała takiego zamętu w głowie co ja przez dwa lata. Skarbie, nie słuchaj ich.--wzięłam Annie za ręke.-Może i mam wybuchy złości, ale nie jestem zła. Słowo. Możecie mi wierzyć, bądź nie, ale wbrew pozorom jestem zazwyczaj miła.--Annabella spojrzała się w moje oczy i zastanawiała się co ma zrobić. Wreszcie wzięłam ją w swe ramiona. Mocno przytuliłam i jeszcze raz się na nią spojrzałam.-Obiecuje, będę dla was jeszcze milsza niż dla innych.--przyjacielsko się uśmiechnęłam.-A teraz dziewczynki, zróbcie mnie na bóstwo.
-Tak jest, wasza wysokość.
-Nie.--zaprotestowałam.-Gdy jesteście ze mną tutaj, a nie wśród poddanych i ważnych osobowości, to mówcie mi po imieniu. Jestem Gabriella, Ella, Gabie. Wybierzcie sobie co chcecie, tylko nie zwracajcie się do mnie tytułami.
-Dobrze.--odpowiedziały uradowane.
-Gabie, może zacznijmy.--powiedziała niebieskooka blondynka.--Jestem Cynthia.--podała ręke, a ja ją uścisnęłam.
-Jestem gotowa i oddaje siebie w wasze ręce.

Cynthia okazała się fryzjerką. To właśnie ona jako pierwsza się za mnie wzięła. Jej koleżanka, Ethel, pomagała jej. Moje proste jak drut włosy, pokręciły i utrwaliły lakierem. Kosmetyczka poprawiła mi brwi, pomalowała paznokcie stóp i dłoni. Makijażytka Olivia nałożyła mi podkład, pomalowała powieki, rzęsy, usta i przyprawiła lekko policzki. Evelyn, Noreen i jej bliźniaczka Noraan założyły na mnie halkę, suknię, gorset... Miriam włożyła mi na stopy czarne szpilki, których i tak nie było widać spod długiej suknii. Nachyliłam głowę, a Dalia mnie ukonorowała. Diadem świecił się najpiękniejszymi diamentami. Stanęłam przed wysokim, owalnym lustrem i przejrzałam się w nim. Wyglądałam zachwycająco. Granatowa suknia była idealnie skrojona. Zaraz przy pasie się rozchodziła jak większość moich suknii. Gorset był zdobiony lekkimi haftami z granatowej nitki w troszkę innym odcieniu. Całość zapewniała, że stałam się piękna. Blond włosy kontrastowały z granatem i nawet bym nie przypuściła, że może to tak cudownie wyglądać.

-Królowa Katherina Natalie Kaline Rosalie Sophia Gabriella Mesteich - Sheride i jej mąż, Król Andre Daniel Alexis Evan Diego Sheride.--Miron, królewski speaker przedstawił rodziców.-Książę Diego James Andre Nicholas Julius Sheride i jego partnerka Rosemary Indere.--dziewczyna się bała. Widziałam to w jej ciemnych oczach. Ze stresu kiwała się na szpilkach, ale Diego trzymał ją pod ramię i nie puszczał. Obejrzałam się po sali balowej. Zauważyłam pasemka Julii siedzącej razem z Nathanem. Jeszcze raz spojrzałam się na Calvina. Podał mi ramię, a ja je z chęcią przyjęłam. W tym samym momencie wielkie drzwi się otworzyły, a my pojawiliśmy się na bilbordach i telewizorach we wszystkich królestwach.
-Najjaśniejsza ze wszystkich księżniczek. Dziedziczka. Następczyni. Nasza uwielbiona Księżniczka Gabriella Katherina Arabella Isabella Elizabeth Celine Mesteich - Sheride!--wykrzyknął Miron.-I jej ukochany, jeden z najważniejszych stróżów, Calvin Matthew Tobias Sylvain Lionel Tucker. Oklaski dla rodziny królewskiej, która może już za jakiś czas się powiększy..!--dodał, a oklaski i wiwaty nie miały końca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz