niedziela, 4 października 2015

"Żyj i nie żałuj tego, co robisz."

Rozdział pierwszy, część druga.

20.08.2015 rok, czwartek, godzina 07.50

-Suzie, Suzie!--usłyszała głos Marika.
-Tu jestem!--odkrzyknęła.
-Choć do mnie, Suzanne! Nie zważaj na innych!
-Marik, czemu musisz być tak daleko?!
-Nie jestem daleko. Bo dopóki jestem w twoim sercu, jestem jak najbliżej ciebie i twej duszy. Księżniczko, odległość nie ma znaczenia. 

To był pierwszy raz jak o nim śniła. Pierwszy, cudowny raz, gdy była obok niego tak blisko, ale jednocześnie tak cholernie daleko. Jeszcze dalej niż zazwyczaj. Lowestoft. Była na obozie sportowym w Lowestoft. Drugi koniec Anglii. A mieli się spotkać, gdy tylko rodzice zerwią jej szlaban.

"-Przestań podrywać każdego napotkanego chłopaka!
-Wiesz za jaką cię w mieście uważają? Wiesz za jakich będą przez ciebie postrzegać nas?--krzyknął zazwyczaj zrównoważony ojciec.
-Masz szlaban. Nie wychodzisz z domu do znajomych!
-Ale mamo miałam jechać..
-Nie! Na 'trening' też tam nie pojedziesz!"

I właśnie w ten sposób nadal nie spotkała się z Marikiem. I po co jej przez te wszystkie lata było podrywać? Teraz nie może się spotkać z chłopakiem, na którym bardzo jej zależy i mimo, że tu otacza ją wielu sportowców, to ona jednak nie zwraca na nich uwagi.

Było za dziesięć 8. Suzanne dopiero co się obudziła, a na 8 miała być na śniadaniu. Zresztą, nie przejmowała się już tym. Tylko pierwszego dnia była punktualna. A w reszte dni? Szkoda gadać. Przeciągnęła się i sięgnęła po telefon, który leżał za jej głową. Na wyświetlaczu iPhona pokazał się dymek z Messengera.

•Kurde, Suz, jest 05.50, a ja nadal nie mogę zasnąć... Ciągle o tobie myślę i tęsknie za jakąkolwiek wiadomością od ciebie, choć od ostatniej upłynęło zaledwie 1,5 godziny :*
•No tak... Ty możesz sobie nie spać do tej godziny... Nie to co ja :* Mam zaraz śniadanie, a potem trening, popiszemy później.

Napisała wiadomość i wysłała.

20.08.2015 rok, czwartek, godzina 11.26

-Widzisz go?--zapytała zmieszana Evelyn.
-Kogo?--nagle odwróciła głowę Alex.
-Tego oszczepnika! Boże... On jest taki cudowny...--zachwycała się Even.
-A jaką ma zajebistą dupe!--zawtórowała jej Alexandra.
-Ej Suzie, a tobie co? Zawsze mówiłaś, że brałabyś oszczepników.--zapytała jedna z przyjaciółek, a Suzie jakby nie wiedziała co się dzieje, siedziała i patrzyła się w jeden punkt.
Jej umysł był przy Mariku.
Jej myśli chciały tylko być przy nim.
Jej ciało pragnęło zbliżyć się do jego ciała.
Jej usta próbowały poczuć smak jego warg.
Jej serce wyrywało się z piersi i było lekkie niczym piórko.
Bo chciało jak najszybciej oddać mu kawałek siebie.
Ona sama pragnęła oddać Marikowi kawałek siebie.

20.08.2015 rok, czwartek, godzina 14.53

-Serwuj!--krzyknął trener siatkówki, a Marik dwa razy odbił piłkę, cofnął się za linie, zakręcił piłkę na palcu, podrzucił ją wysoko do góry, wyskoczył i silnym zamachem uderzył w nią tak mocno, że przeleciała nad siatką, a przeciwnik próbując ją przyjąć przewrócił się.
-Dedykacja, małe kurwy.--zażartował do nich Pietro.-Dedykacja Mariku?
-Dedykacja.--przytaknął. I jak było w tradycji ich klubu, wyciągnął w góre mały palec, symbolizując, że dedykuje to miłości. Każdy z kolegów zaczął zastanawiać się o kogo może chodzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz